Rozmowa z Andrzejem Kacorzykiem, dyrektorem Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holocauście
Czy obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają do Muzeum Auschwitz, znają historię tego miejsca?
Muzeum odwiedzają ludzie o bardzo zróżnicowanym poziomie wiedzy na temat Holocaustu, drugiej wojny światowej czy okupacji Polski. Na pewno największą świadomość mają Europejczycy i Izraelczycy. W większości krajów Europy, zwłaszcza tych, które dotknął dramat drugiej wojny światowej, z tą wiedzą nie jest najgorzej. Niestety nawet osoby z tych państw pytają, kto był odpowiedzialny za zbrodnie w obozie. Spotkałem się również z pytaniem, jak my – Polacy pracujący w Muzeum Auschwitz – czujemy się ze świadomością, że jesteśmy sprawcami tego okrucieństwa. To tylko pokazuje, że przed nami wciąż jeszcze bardzo dużo pracy.
Jak Muzeum Auschwitz dba o to, by zwiedzający nie mieli wątpliwości, kim byli sprawcy, a kim ofiary?
Kluczem do tego jest odpowiednie przygotowanie przewodników, zarówno pod względem wiedzy, jak i metod nauczania. Chcemy każdej odwiedzającej nas grupie zapewnić przewodnika, który nie tylko w odpowiedni sposób przekaże historię, lecz także będzie w stanie odpowiedzieć na pytania i wątpliwości.
Staramy się opowiadać o tym, co wydarzyło się w obozie, w języku ojczystym odwiedzających. Mamy przewodników, którzy władają w sumie aż 18 językami. Do większości osób jesteśmy więc w stanie dotrzeć bezpośrednio w ich języku. Bardzo również dbamy o precyzję przekazu. Przejawia się to m.in. używaniem oryginalnych nazw niemieckich. One jednoznacznie wskazują, kto tworzył kadrę zarządzającą w obozie, kto był odpowiedzialny za zbrodnie. Uczulamy przewodników, żeby nie mówili bezosobowo, lecz byli dokładni, a ich przekaz – prawdziwy. Nie mówimy więc, że „gaz był wrzucany do komory gazowej”, ponieważ to zdanie nie mówi niczego o sprawcach. Podkreślamy, że to konkretni ludzie – funkcjonariusze SS wrzucali śmiertelny gaz.
Jakie jeszcze działania podejmujecie państwo, żeby upowszechniać wiedzę o wydarzeniach w Auschwitz?
Jednym z takich działań jest budowa nowej siedziby Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz. Zależy nam na tym, żeby stworzyć miejsce, w którym będzie można podsumować wizytę w Miejscu Pamięci. Nie chcemy, żeby odwiedzający przechodzili wprost z komory gazowej do prostej rozrywki i żeby kończyło się tylko na emocjach. Potrzebne jest miejsce na rozmowę i czas na refleksję, dzięki której będzie można więcej zrozumieć, a doświadczenie Auschwitz stanie się bardziej trwałe.
Cały czas dokładamy starań, aby być obecnymi w świecie, budować naszą pozycję edukacyjną. Niezwykle istotnym narzędziem jest internet, który pozwala dotrzeć do nowych grup odbiorców. Przykładowo mieszkańcy Ameryki Południowej bardzo rzadko odwiedzają Muzeum Auschwitz, ale za to niezwykle często wchodzą na naszą stronę internetową.
Dlaczego mimo tych wszystkich działań wciąż tak często pojawiają się określenia „polskie obozy”?
Wydaje mi się, że wielokrotnie jest to po prostu wynik bezmyślności. Były obóz leży obecnie na terenie Polski, więc wiele osób sobie to upraszcza i mówi o polskim obozie. Myślę, że dużą rolę odgrywają też stereotypy związane z antysemityzmem Polaków. A przecież trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Hitler urządził w Polsce centrum eksterminacji Żydów nie dlatego, że byliśmy antysemitami, pomagającymi Niemcom w zbrodni, ale dlatego, że w Polsce mieszkało bardzo wielu Żydów – stanowili oni ponad 10 proc. obywateli II Rzeczypospolitej.