Archiwum autora: administrator

Świat zapomniał o polskich ofiarach

W wielu środowiskach przypominanie o polskich cierpieniach odbierane jest jako nietakt, wyraz braku wiedzy, efekt poddania się propagandzie polskiej.

Rozmowa z prof. Wandą Jarząbek z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, specjalizującą się m.in. w stosunkach polsko-niemieckich w XX wieku.

Polska jest Państwem, które zapłaciło największą cenę podczas II wojny światowej. Dlaczego tak szybko o tym zapomniano?

Zaraz po wojnie, nawet jeszcze w latach sześćdziesiątych XX wieku, na świecie bardzo dobrze pamiętano o polskich ofiarach, a sama Polska uchodziła za kraj, który został bardzo ciężko doświadczony przez wojnę. To zaczęło się jednak stopniowo zmieniać od końca lat sześćdziesiątych, trwało w latach siedemdziesiątych i nasiliło się w osiemdziesiątych. W tym czasie wyraźnie zmieniła się polityka historyczna Izraela, który przestał traktować ofiary Holocaustu jako osoby, które godziły się na śmierć i nie podjęły walki, ale zaczął głośno mówić o tym, jak wiele wycierpiały, zaczęto też doceniać bohaterów zrywów, np. powstania w getcie warszawskim. Powstało na ten temat wiele filmów dokumentalnych i fabularnych, a kwestia Holocaustu trafiła do wszystkich podręczników. Również w Niemczech mieliśmy wówczas do czynienia z wyraźną zmianą patrzenia na przeszłość. Do polityki, mediów, szkół i na uniwersytety wkroczyło pokolenie urodzone już po wojnie, które coraz częściej mówiło o tym, że krzywd doznali też Niemcy. Wiele mówiono o niemieckich ofiarach reżimu narodowo-socjalistycznego, a także o Niemcach – ofiarach polityki aliantów.  Od lat pięćdziesiątych zbierano w RFN wspomnienia osób, które musiały opuścić byłe niemieckie ziemie na Wschodzie na skutek ewakuacji, ucieczek przed Armią Czerwoną, przesiedleń – czy to dzikich, czy na mocy decyzji podjętych przez zwycięskie państwa. Utarł się jeden termin „wypędzenia”, silnie nacechowany emocjonalnie. Nie przypominano powszechnie, że wysiedlenia były decyzją Wielkiej Czwórki, z której trzy państwa stały się po wojnie sojusznikami RFN. Z czasem zaczęto też coraz więcej mówić o cywilach, przypadkowych ofiarach bombardowań i nalotów dywanowych.

Tymczasem w Polsce, w czasie, gdy rządziła władza komunistyczna,  o wojnie często mówiono w sposób znacznie zideologizowany. Ze względu na realia zimnej wojny i przynależność PRL do bloku wschodniego, badania prowadzone w Polsce nie wchodziły do normalnego obiegu naukowego.  Polska produkcja filmowa i literatura w niewielkim stopniu zaistniały w obiegu światowym. W latach dziewięćdziesiątych badania skupiły się na tematach wcześniej zakazanych, tzn. losach Polaków na Wschodzie. Nie zauważono tego, że Polacy są powoli przesuwani z pozycji ofiar III Rzeszy na pozycje obserwatorów, a nawet współsprawców i osób, które skorzystały materialnie na krzywdach innych – ofiarach Holokaustu i wysiedleń. Tak więc podczas gdy my milczeliśmy, ludzie na Zachodzie w szkołach,  z filmów i mediów otrzymywali już zupełnie inną wiedzę o przeszłości..

Jak w tej chwili na świecie postrzegana jest rola Polski podczas II wojny światowej?

Na Zachodzie często istnieje przekonanie, że Polacy bardzo chcą być traktowani jako ofiary, a przecież wedle powszechnej wiedzy, byli też, w poczuciu wielu osób, głównie sprawcami. W wielu środowiskach przypominanie o polskich cierpieniach odbierane jest jako nietakt, wyraz braku wiedzy, efekt poddania się propagandzie polskiej. Polska dla wielu osób nie jest już bowiem pierwszą ofiarą wojny, tylko krajem, który w jakiś sposób współuczestniczył w zbrodniczej polityce Niemców. Uczyniono z nas naród, który właściwie się przed Niemcami niemal nie bronił i np. podzielał przekonania ideologiczne III Rzeszy: antysemityzm, a także niechęć do demokracji parlamentarnej. W wielu podręcznikach Józef Piłsudski jest wymieniany wyłącznie jako jeden z przywódców autorytarnych czy dyktator (obok Hitlera, Mussoliniego). Mówi się zaś o polskim faszyzmie, do czego przyczynili się też komuniści, określający tym mianem swoich przeciwników politycznych. W zachodniej świadomości Polacy jako współpracownicy Niemiec często wyparli nacje, które rzeczywiście kolaborowały w sposób zorganizowany z Niemcami,  jak  np. Łotysze i Ukraińcy.

Dlaczego ten obraz Polski tak bardzo rozminął się z faktami?

W krajach zachodnich edukacja szkolna niemal nie uwzględnia Polski, a wyobrażenia na temat wojny często oparte są nie na realnej wiedzy, ale na informacjach czerpanych z kultury masowej. A w niej pojawia się wiele różnych mitów na temat naszego kraju. Także w filmach dokumentalnych, jak w słynnym filmie „Shoah”, w którym Polacy pokazani byli jako osoby, które korzystały na zagładzie Żydów, bo np. zamieszkiwali w ich domach.

Ponadto tzw. rywalizacja cierpienia została przeniesiona na zupełnie inny poziom rozważań. Często nie mówi się o twardych faktach, ale o różnych narracjach, zajmuje wspomnieniami cywilów. Narracje ofiar są właściwie traktowane tak samo, gdyż ludzie podobnie odbierają cierpienia  – niezależnie od tego, czy pochodzą z narodu, który wydał z siebie zbrodniarzy wojennych, czy z narodu, który był ofiarą agresji.

Dlatego coraz trudniej jest się przebić na świecie z naszą opowieścią o drugiej wojnie światowej.

Zmiana  wypaczonego, przeważnie negatywnego obrazu Polski jest oczywiście możliwa, ale wymaga ciężkiej i systematycznej pracy. Tymczasem trzeba powiedzieć, że wciąż niewiele robimy. Nawet na poziomie akademickim wiele przekłamań nie jest prostowanych. Na Zachodzie wciąż ukazują się książki i prace o Polakach, które w sposób uproszczony pokazują postawy Polaków w czasie wojny. Nie przypominam sobie natomiast, aby ukazały się recenzje polskich autorów odnoszące się do tych prac. W dodatku trudno się oprzeć wrażeniu, że nauczanie historii w polskich szkołach zaczęło się pod względem zawartych w nim informacji nierzadko upodabniać do priorytetów dominujących w  podręcznikach zachodnich.

Oddajemy głos ofiarom

Naszym głównym projektem są „Zapisy terroru”, dzięki którym chcielibyśmy stworzyć największą w Europie bazę relacji i zeznań świadków historii. Ofiarom i ich rodzinom chcemy dać możliwość przemówienia własnym głosem, własnym świadectwem.

Rozmowa z Anną Gutkowską, p.o. dyrektora Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego

W jakim celu został powołany Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego?

Ośrodek ma służyć interdyscyplinarnej refleksji nad polskim doświadczeniem konfrontacji z dwoma totalitaryzmami w XX wieku. Został powołany aby popularyzować wiedzę o tragicznych losach Polski i skutecznie włączać polskie doświadczenie w pamięć świata. Chcemy budować pomosty między nauką a kulturą, inicjować i wspierać projekty upowszechniające zjawiska w kulturze i sztuce nawiązujące do historii i doświadczeń XX wieku. Działalność naukowo-badawcza Ośrodka skupia się przede wszystkim na dokumentowaniu zbrodni totalitarnych, tłumaczeniu dokumentów na angielski, czyli „współczesną łacinę” – i udostępnianiu tekstów źródłowych szerokiej publiczności, w tym także opiniotwórczym środowiskom w kraju i zagranicą.

Jakie projekty w tej chwili realizuje Ośrodek?

Naszym głównym projektem są „Zapisy terroru”, dzięki którym chcielibyśmy stworzyć największą w Europie bazę relacji i zeznań świadków historii. Ofiarom i ich rodzinom chcemy dać możliwość przemówienia własnym głosem, własnym świadectwem. Bierzemy na siebie trudne zadanie, aby dotrzeć z naszymi relacjami do najważniejszych ośrodków akademickich w Polsce i na świecie, do znaczących bibliotek, ale też mediów. To istotne zadanie – chcemy, aby stały się źródłem dla badaczy z całego świata. Źródłem, obok którego nie sposób przejść obojętnie – i to zarówno ze względów moralnych, jak i metodologicznych – będzie to zbiór, który w przyszłości autorzy powinni brać pod uwagę, rzetelnie prowadząc kwerendy pod badania lub publikacje, także popularne. Na stronie zapisyterroru.pl dostępnych jest już ponad 800 świadectw, prawie połowa z nich już została przetłumaczona na język angielski. Od nowego roku dostępny będzie angielski interfejs portalu z wieloma funkcjonalnościami.

Organizujemy konferencje, także międzynarodowe – tak było w listopadzie, kiedy dedykowaliśmy spotkanie w gronie uznanych prawników problemowi kwalifikacji prawnej zbrodni przeciw ludzkości w Polsce pod okupacją niemiecką. Przybliżyliśmy ten problem na przykładzie Rzezi Woli w 1944 roku – jednej z najstraszliwszych masakr ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. Ważną częścią naszej pracy jest wspomniana już działalność kulturalna i edukacyjna. Filmem „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego rozpoczęliśmy cykl „Obrazy historii” – będą to pokazy filmów poruszających ważne momenty w naszej historii. Prócz projekcji jest jednak i miejsce na  debatę z plejadą twórców, historyków, ale też udziałem publiczności. Przybyło blisko pół tysiąca osób, sala kinowa była pełna – cieszę się, że znajdujemy rezonans wśród wielu pokoleń Polaków.

Jak Pani Dyrektor postrzega rolę Ośrodka w upamiętnianiu niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej? Czy miejsca, w których kiedyś funkcjonowały niemieckie obozy, mogą też pełnić taką funkcję?

Tereny byłych obozów to symboliczne miejsca będące najczęściej także grobami i wstrząsającymi pomnikami tysięcy ofiar niemieckiej III Rzeszy. To jednak także materialny ślad i dowód ludobójstwa i zbrodni przeciw ludzkości, przeciwko wszystkim zdobyczom humanizmu i kultury zachodniej. Większość z nich funkcjonuje dziś jako muzea, miejsca pamięci męczeństwa ofiar, ale i upadku moralnego katów. Te miejsca to przestroga – sygnał ostrzegawczy dla następnych pokoleń.

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami podejmuje ważne i odpowiedzialne zagadnienia związane z kwestiami pamięci, to jedno z naszych zadań. Przybliżamy skomplikowane i tragiczne doświadczenia XX wieku, głosy ofiar, ich rodzin i bliskich. Mamy jednocześnie nadzieję, że zebrane przez nas świadectwa wybrzmią wreszcie poza granicami Polski, włączone w pamięć świata. I nie jest to patos – najwyższa pora, by dzięki tłumaczeniom na język angielski zostały zauważone, chciałoby się powiedzieć „usłyszane”, przez społeczność międzynarodową.  Temu służyć będzie strona chroniclesofterror.pl.

Kto był inicjatorem powołania Ośrodka?

Utworzenie naszego Ośrodka to zwieńczenie działań jego pomysłodawczyni prof. Magdaleny Gawin, podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W uroczystości inaugurującej projekt „Zapisów Terroru” wzięła udział m.in. rodzina rotmistrza Witolda Pileckiego, patrona Ośrodka – córka Zofia Pilecka-Optułowicz, syn Andrzej Pilecki oraz siostrzeniec – prof. Edward Radwański z żoną. Witold Pilecki to bohater polskiego podziemia, człowiek wielu przymiotów, niezwykłej odwagi – symbol solidarności z ofiarami i tragicznej walki jednostki z dwoma totalitaryzmami: nazistowskim i komunistycznym.

To pod Jego imieniem Ośrodek podejmuje niełatwą misję przybliżania i promowania na wszystkich zamieszkanych kontynentach twardych faktów na temat XX wieku – „wieku totalitaryzmów”. Pokazujemy piętno, jakie odcisnął na zniewolonej Polsce i jej mieszkańcach, zwłaszcza cywilnych ofiarach niemieckiego i sowieckiego reżimu. Najwyższa pora by nas usłyszano.

Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie. Konferencja w Sejmie

Jak skutecznie przeciwdziałać powielaniu w mediach kłamstwa o „polskich obozach koncentracyjnych”? Jak walczyć z przekłamaniami historycznymi i troszczyć się o międzynarodowy wizerunek Polski? Na te i inne pytania odpowiadali uczestnicy konferencji zorganizowanej przez Instytut Łukasiewicza w Sejmie RP. W spotkaniu udział wzięli m.in. wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki, wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak oraz poseł Szymon Szynkowski vel Sęk, przewodniczący Polsko-Niemieckiej Grupy Parlamentarnej.

Debata była jednym z elementów projektu „Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie” realizowanego przez Instytut Łukasiewicza. Celem inicjatywy jest m.in. upowszechnienie wśród zagranicznych dziennikarzy wiedzy o bohaterskiej postawie Polaków podczas II wojny światowej.

Przekazuję słowa uznania organizatorom – Fundacji Instytut Łukasiewicza za podjęcie odważnego, a zarazem ważnego i niezwykle aktualnego tematu – napisał w liście skierowanym do uczestników konferencji Marszałek Sejmu RP Marek Kuchciński. Marszałek podkreślił, że potrzebny jest „zdecydowany sprzeciw wobec kłamliwych, a wręcz obraźliwych sformułowań pod naszym adresem”.

– To dla mnie zaszczyt, że mogę uczestniczyć w tak istotnej konferencji, która dotyczy jednego z kluczowych wyzwań dla polskiego państwa – mówił Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. – Cieszę się, że w Sejmie spotyka się grono ważnych osób, które chcą podjąć walkę o dobre imię Polski i Polaków i odkłamanie propagandowych klisz. Ich genezą bywa niewiedza, ale często także świadome fałszowanie historii – tłumaczył.

Jak mówił Ryszard Czarnecki, dość powszechna jest tendencja do przypisywania winy za zbrodnie popełnione w czasie drugiej wojny światowej „nazistom”. – Trzeba obalać taki sposób myślenia. Naród nazistów nie istniał, a powielanie tego typu sformułowań jest kolejnym krokiem do umycia rąk przez Niemców, którzy jeszcze długo powinni bić się w pierś za popełnione zbrodnie.

Wiceprzewodniczący PE przypomniał, że podczas przygotowywania treści rezolucji z okazji 60-lecia wyzwolenia KL Auschwitz (w 2005 roku), pod wpływem presji ze strony polskich europosłów słowo „naziści” zmieniono na „Niemcy”. – Presja władz państwowych jest bardzo ważna, jednak równie istotny jest konsensus polskich środowisk opiniotwórczych. Boleję, że część tych środowisk w naszym kraju, w ramach pewnej pedagogiki wstydu, jest niechętnych nazywaniu rzeczy po imieniu.

– Naszym obowiązkiem jako ludzi jest pamiętać o niemieckich obozach na naszym terytorium i o Polakach, którzy w nich ginęli. Mówię to również ze względów osobistych. Moja babcia, Bronisława Czarnecka, współpracowała z Radą Pomocy Żydom „Żegota”. Podczas wojny wykazała się postawą, z której jestem dumny – wyjaśnił wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. – Dziękuję, że mogę tu dzisiaj być.

Uznanie dla organizatorów konferencji wyraził także wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak. – Zajmując się przeszłością, inwestujemy w przyszłość – mówił. – Pokazywanie zagranicznym partnerom prawdy o historii Polski jest szczególnie istotne w czasach, gdy dyplomacja publiczna odgrywa rolę co najmniej tak samo ważną jak tradycyjna. Jesteśmy w komfortowej sytuacji, bo nie musimy ubarwiać historii – musimy tylko domagać się prawdy – powiedział Jan Dziedziczak.

Minister podkreślił, że rząd Prawa i Sprawiedliwości prowadzi konsekwentną politykę historyczną oraz wykorzystuje nadarzające się okazje do budowania pozytywnego wizerunku Polski na świecie. – Taką szansę stwarzały Światowe Dni Młodzieży i wizyta papieża Franciszka w Auschwitz. Uznaliśmy, że przyjazd około miliona młodych, ciekawych świata ludzi i zainteresowanie mediów tematyką Polski oraz tematyką obozu koncentracyjnego jest wielką szansą narracyjną dla naszego kraju. Wspólnie z IPN wydaliśmy publikację w dziewięciu językach, którą dostał każdy uczestnik Światowych Dni Młodzieży i wszyscy akredytowani dziennikarze. Opisaliśmy w niej historię Polski, szczegółowo i atrakcyjnie wyjaśniliśmy m.in. kwestię niemieckich obozów koncentracyjnych. Pokazaliśmy, że Polska jako pierwsza sprzeciwiała się Hitlerowi, stworzyła fenomen na skalę światową: Polskie Państwo Podziemne – mówił wiceminister.

Zdaniem Jana Dziedziczaka ogromnym walorem publikacji wydanej przez Instytut Łukasiewicza jest to, że przemawiają w niej świadkowie. – Więźniowie obozów koncentracyjnych mówią, jak było – ocenił. – Cieszę się, że w wydawnictwie znalazł się także wywiad z panem Karolem Tenderą – dodał. Za walkę przeciwko stosowaniu przez zagraniczne media określenia „polskie obozy zagłady” i za obronę dobrego imienia Polski ten były więzień obozu w Auschwitz otrzymał najwyższe odznaczenie przyznawane przez MSZ – odznakę Bene Merito. – To ważne, że organizacje pozarządowe, takie jak Instytut Łukasiewicza, włączają się w działania na rzecz przywracania prawdy historycznej. Dziękuję za to, co robicie i cieszę się, że mogę być z państwem – podsumował Jan Dziedziczak.

Przewodniczący Polsko-Niemieckiej Grupy Parlamentarnej Szymon Szynkowski vel Sęk swoje wystąpienie rozpoczął od gratulacji dla Instytutu Łukasiewicza. – Projekt jest wartością samą w sobie, a jego wagę dodatkowo zwiększa zaplecze merytoryczne i polityczne, które zostało stworzone. Honorowy patronat Prezydenta Rzeczypospolitej, wsparcie Ministra Spraw Zagranicznych, poparcie pana Ryszarda Czarneckiego, czyli najwyżej postawionego polskiego parlamentarzysty w Parlamencie Europejskim, współdziałanie prestiżowych instytucji, m.in. IPN, Muzeum Auschwitz-Birkenau podnosi rangę przedsięwzięcia. Dlatego nie miałem cienia wątpliwości, że również Polsko-Niemiecka Grupa Parlamentarna powinna zostać partnerem projektu – mówił.

Jak tłumaczył poseł, Grupa prowadzi szczere rozmowy z niemieckimi parlamentarzystami na temat naszych oczekiwań, m.in. dotyczących narracji o wydarzeniach z czasów drugiej wojny światowej. – Wyjaśniamy, że niemieccy politycy również powinni reagować na pojawianie się określeń „polskie obozy”, wspólnie z nami mogą być rzecznikami prawdy historycznej – wyjaśnił poseł Szynkowski vel Sęk.

– Walka o dobre imię Polski jest jednym z elementów walki o bezpieczeństwo i niepodległość kraju – mówił zdecydowanie Maciej Świrski, prezes Reduty Dobrego Imienia.

Zdaniem Macieja Świrskiego polską narrację należy komunikować w odpowiedni sposób. – Odwoływanie się do naszej urażonej dumy i wytykanie kłamstwa niewiele daje. Czteroletnia działalność Reduty pokazała, że w komunikatach do mediów i innych odbiorców z Zachodu przede wszystkim należy posługiwać się językiem politycznej poprawności. Tylko taki język jest zrozumiały – mówił. Jak wyjaśnił, mediom, które używają sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”, należy wytknąć stosowanie „rasistowskiego języka” (ang. hate speech, discrimination), z wykorzystaniem „kłamstwa oświęcimskiego” (ang. Holocaust denial). – Tego rodzaju komunikat dociera do dziennikarza i otwiera pole do zrozumienia problemu. Dla ludzi Zachodu nie ma nic gorszego niż bycie uznawanym za rasistę, człowieka posługującego się mową nienawiści czy powielającego kłamstwo oświęcimskie – tłumaczył Świrski.

Wyjaśnił, że w początkach Reduty Dobrego Imienia wszyscy sądzili, iż jej działalność będzie skierowana głównie na zewnątrz, by prostować kłamstwa w zagranicznych mediach. Okazało się jednak, że mniej więcej połowa pracy musi koncentrować się na działaniach adresowanych do polskich odbiorców. – Wszystko przez zjawisko nazywane „przemysłem pogardy” albo „pedagogiką wstydu” – tłumaczył. Chodzi o mechanizm, w którym negatywna informacja o Polsce pojawia się w krajowych mediach, następnie jest przedrukowana w zachodniej prasie i wraca jako rzekoma „opinia Zachodu”  na temat Polski. – Należy tutaj wspomnieć m.in. o antypolskiej działalności Jana Tomasza  Grossa – wyjaśnił prezes Reduty Dobrego Imienia.

– Niedawno w izraelskim dzienniku „Haaretz” zacytowano wypowiedź Grossa, który stwierdził, że Polacy zabili około 100 – 200 tysięcy Żydów, co oczywiście jest nieprawdą – nawiązał dr Mateusz Szpytma, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej. – W takich sytuacjach trzeba reagować, dlatego dziękuję Instytutowi Łukasiewicza za tę bardzo cenną inicjatywę – dodał. Zdaniem wiceprezesa IPN w dyskusji toczącej się na Zachodzie nastąpiło odpaństwowienie problemu. – Istnieją mityczni „naziści”, którzy postrzegani są często nie tylko jako Niemcy, ale też Polacy i inni. Brakuje też świadomości, że Polska od początku do końca była w koalicji antyhitlerowskiej – mówił dr Szpytma.

–  Bez wątpienia odkłamywanie historii będzie wieloletnim procesem, tak samo jak wiele lat trwał proces jej zakłamywania – zauważył prof. Jan Żaryn, historyk i senator Prawa i Sprawiedliwości. – Była to długa praca elit różnych narodów, które pod nieobecność Polski wpisały nas w schemat „polskich obozów”. Nie mieliśmy podmiotowości państwowej, nie mieliśmy więc też narzędzi, by się temu przeciwstawiać. Według prof. Żaryna w procesie odkłamywania historii konieczna jest m.in. przebudowa polskich elit, obecnie zdominowanych przez ludzi, dla których polskość nie ma większego znaczenia. – Wiem, że to może brzmi niegrzecznie, ale taka jest prawda. W gruncie rzeczy prowadzenie polityki zagranicznej wiąże się więc ze zbudowaniem grupy ludzi odpowiedzialnych za wizerunek Polski, którzy nie wstydzą się naszej historii i sami będą dawali świadectwo. To jeden z podstawowych celów rządu Prawa i Sprawiedliwości – tłumaczył. Senator PiS zwrócił też uwagę na znaczenie i potęgę Niemiec na arenie międzynarodowej. – Naszym zadaniem jest wejście w dialog z Niemcami. To oni powinni być partnerem w budowaniu prawdziwej opowieści o Polsce i Polakach podczas wojny.

– W Muzeum stawiamy na codzienną pracę z dziennikarzami, wyjaśnianie błędów. Prowadzimy działalność edukacyjną, przygotowujemy publikacje, tłumaczymy, dlaczego konieczne jest mówienie o Niemcach, nie „nazistach” czy „hitlerowcach” – mówił z kolei Piotr M.A. Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau.  –  Zawsze intrygowało mnie, jak Niemcom udało się tak bardzo oddalić od siebie winę za zbrodnie III Rzeszy – przyznał Jerzy Haszczyński, kierownik działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”. Opowiedział o 10 latach działalności jego i redakcji na rzecz zwalczania określenia „polskie obozy”. Jak wyjaśnił, efektem jest m.in. wprowadzenie do kodeksów dziennikarskich wielu amerykańskich gazet i największej agencji prasowej Associated Press zakazu określania obozów mianem „polskich”.

– Wczoraj na stronie Światowego Kongresu Żydów widziałem notkę o tym, że ponad 140 Żydów zatruło się w „polskim obozie w Auschwitz”. Czytając ten tekst naiwnie, można odnieść wrażenie, że to polscy neonaziści otruli tych ludzi – zwrócił uwagę Krzysztof Wyszkowski, członek kolegium IPN. – Aby skutecznie przeciwdziałać tego typu sformułowaniom, konieczny jest odpowiedni język – stwierdził dr Maciej Korkuć, naczelnik Oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN w Krakowie. – Wolałbym, aby nawet w wewnętrznych debatach nie posługiwać się sformułowaniami typu „walka z kłamstwem o polskich obozach śmierci”. Zamiast tego mówmy, że „walczymy o prawdę o niemieckich obozach”. Musimy dbać, by krzywdzące Polskę zbitki wyrazów nie były powielane.

Dyskutanci zwrócili jednak uwagę, że  takie podejście rodzi ryzyko – unikając bezpośredniej walki ze stygmatyzującym określeniem, pozwalamy mu funkcjonować bez komentarza w zagranicznych przekazach. Przypomniano, że  jedną z propozycji unikania mówienia o kłamstwie na temat „polskich obozów” było wprowadzenie do debaty publicznej sformułowania „wadliwe kody pamięci”. Jego autorem jest prof. Artur Nowak-Far, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w okresie kierowania resortem przez Radosława Sikorskiego.

– W 2013 roku, kiedy to określenie się pojawiło, wyglądało na próbę zaciemnienia tematu. Niestety jest ono używane. W mojej opinii termin „wadliwe kody pamięci” jest zamazywaniem rzeczywistości. Kłamliwe określenie „polskie obozy śmierci” należy nazywać „kłamstwem oświęcimskim”, które jest prawnie ścigane. Termin nie jest idealny, ale znany na całym świecie – postulował Maciej Świrski.

Musimy domagać się prawdy o niemieckich obozach koncentracyjnych

Kultywowanie pamięci o polskich bohaterach jest, obok relacji świadków historii, niezwykle skuteczną metodą utrwalania prawdy historycznej. Powinniśmy jak najczęściej przywoływać niezwykłe postaci, których w polskiej historii, również tej z okresu II wojny światowej, nie brakuje.

Rozmowa z wiceministrem spraw zagranicznych Janem Dziedziczakiem

Kilka miesięcy temu wręczył Pan Minister odznakę honorową Bene Merito byłemu więźniowi Auschwitz, jednemu z bohaterów projektu „Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie”. Karol Tendera walczy z kłamstwem o „polskich obozach koncentracyjnych”. Czy Pańskim zdaniem apel byłych więźniów o rzetelne opisywanie historii może skutecznie wpłynąć na przedstawicieli zachodniej opinii publicznej?

Karol Tendera jest jednym z nielicznych pozostających przy życiu świadków historii, którzy mogą przekazać prawdę o tym, co zdarzyło się w obozach koncentracyjnych. Wartości apeli byłych więźniów, świadków historii, nie sposób przecenić. Przekazują oni prawdę o okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej i kształtują wizerunek kraju za granicą. Naszym obowiązkiem jest korzystanie ze wspomnień uczestników tych dramatycznych wydarzeń. Wartością ich relacji jest autentyczność. Niosą ze sobą bardzo często ogromny ładunek emocjonalny, przemawiają do ludzi mocniej niż nawet najlepsze opracowania naukowe. Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że nie musimy ubarwiać historii – musimy tylko domagać się prawdy. W tym celu MSZ proponuje używanie w polskim obiegu prasowym i internetowym sformułowania „wadliwe kody pamięci”. Chodzi o to, by nie powielać fałszywych określeń. Czynimy starania, by w zbiorowej świadomości funkcjonował termin „niemieckie obozy koncentracyjne”.

Czy według Pana Ministra powtarzające się przypadki używania sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” świadczą o tym, że na świecie nie wie się lub zapomina, kto był sprawcą, a kto ofiarą zbrodni dokonywanych w obozach?

Mam nadzieję, że wiele z przypadków użycia tych sformułowań wynika z ignorancji, a nie złej woli. Chcemy nie tylko reagować na nie, ale również uwrażliwiać, by podobne sytuacje zdarzały się jak najrzadziej, a z czasem – nie miały już w ogóle miejsca. Najczęściej pojawiającym się usprawiedliwieniem użycia tego typu określeń jest stwierdzenie, że wynika ono lokalizacji niemieckiego obozu koncentracyjnego na terenie okupowanej Polski. Dla nas jest to argument nie do przyjęcia. Niemieckie obozy koncentracyjne znajdowały się na terenach wielu krajów europejskich, tym bardziej istotne jest unikanie fałszowania historii wyłącznie wobec Polski. Skuteczne przekazywanie opinii publicznej za granicą rzetelnych informacji o polskiej historii współczesnej jest wielkim wyzwaniem dla polskich władz, instytucji historycznych i obywateli.

Jak wytłumaczyć zagranicznym dziennikarzom, że określenie niemieckich obozów mianem „polskich” zakłamuje historię? Czy projekty, które skupiają się na edukacji i przekazywaniu prawdy historycznej – takie jak inicjatywa Instytutu Łukasiewicza – mogą przyczynić się do wzrostu wiedzy?

Konieczne jest utrwalanie poprawnych zwrotów dotyczących niemieckich obozów koncentracyjnych/zagłady, m.in. przez polskich dziennikarzy. Brak wspólnego, obiektywnego spojrzenia na historię powoduje, iż opinia publiczna, w tym dziennikarze w wielu krajach nie mają wiedzy lub opacznie pojmują wiele zagadnień ważnych dla Polski, np. pakt Ribbentrop-Mołotow, agresję hitlerowskich Niemiec i ZSRS na Polskę w 1939, okres okupacji ziem polskich, w tym stosunki polsko-żydowskie w czasie wojny i wpływ niemieckich obozów nie tylko na życie więźniów, ale całego społeczeństwa. Naszą rolą jest docieranie z prawdą historyczną do jak najszerszego grona odbiorców i utrwalanie jej zwłaszcza poza granicami kraju. MSZ – we współpracy z wieloma instytucjami w kraju – kontynuuje szeroką działalność edukacyjną dotyczącą tego zagadnienia. Współpracujemy m. in. z Instytutem Pamięci Narodowej i Fundacją Reduta Dobrego Imienia. Przykładem takiej działalności jest organizacja w Polsce wizyt studyjnych dla przedstawicieli zagranicznych środowisk opiniotwórczych – naukowców zajmujących się historią Polski, regionu czy II wojny światowej oraz dziennikarzy. Spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom oraz kultywowania pamięci o tragedii II wojny światowej.

Czy uważa Pan Minister, że naszym obowiązkiem jest mówienie o bohaterstwie Polaków w tym okresie? Czy przypominanie takich postaci jak rodzina Ulmów, św. Maksymilian Kolbe czy rotmistrz Pileckim może skutecznie budować prawdę o polskiej historii?

Kultywowanie pamięci o polskich bohaterach jest, obok relacji świadków historii, niezwykle skuteczną metodą utrwalania prawdy historycznej. Powinniśmy jak najczęściej przywoływać niezwykłe postaci, których w polskiej historii, również tej z okresu II wojny światowej, nie brakuje. Bohaterskie postawy zwykłych ludzi wpływają na pozytywny wizerunek wszystkich Polaków. Powinniśmy dążyć do tego, aby przez pamięć o rodzinie Ulmów, św. Maksymilianie Kolbe i wielu innych, pokazywać Polskę jako kraj ludzi stawiających wartości i honor ponad własne życie, gotowych narazić się na śmierć, jeśli jest nadzieja na uratowanie chociaż jednego istnienia. Mamy wiele wybitnych postaci, których postawy przekazują uniwersalne wartości, które są wzorem do naśladowania dla współczesnej młodzieży, i na których warto opierać budowanie polskiej prawdy historycznej.

Czy widzi Pan Minister potrzebę, by polscy liderzy opinii zwracali się nie tylko do obcokrajowców, lecz również do naszych obywateli, z przekazem, że państwo polskie zawsze będzie ostro interweniować wobec sformułowań o „polskich obozach śmierci”? Jakie mogą wypływać z tego korzyści?

Oczywiście konieczne jest, aby fałszywe określenia nie były powielane przez Polaków. Szkodliwe jest utrwalanie „wadliwych kodów pamięci” poprzez wielokrotne używanie ich w wywiadach, czy publikacjach, mających docelowo przeciwdziałać tego typu sformułowaniom. Podstawową korzyścią jest promowanie prawdy historycznej i wiarygodność Polski wśród zagranicznej opinii publicznej. Dopóki sami będziemy posługiwać się nieprawdziwymi określeniami, przeciwdziałanie im w zagranicznych mediach będzie utrudnione.

Czy Pańskim zdaniem wśród polskiej opinii publicznej istnieje konsensus co do potrzeby zwalczania przekłamań historycznych? Niektóre środowiska uważają, że reakcje są nadmierne i wynikają z naszych kompleksów, przewrażliwienia.

Pozytywny wizerunek Polski i walka o prawdę historyczną powinny być wspólnym celem wszystkich środowisk. Reakcje na kłamstwa nie mogą być uważane za wyraz kompleksów. Dążenie do prawdy jest obowiązkiem każdego człowieka, a prawdą jest, że na terenie okupowanej Polski funkcjonowały niemieckie obozy koncentracyjne. Pamiętajmy też, że historia wpływa na aktualną opinię o Polsce. Jest to zatem działanie budujące pozycję Polski dziś i jutro.

Jaka może być rola Polonii w przeciwdziałaniu kłamstwom historycznym na temat Polski i Polaków?

Rola Polaków za granicą jest być może nawet większa niż rola Polaków w kraju. To właśnie organizacje polonijne jako pierwsze zasygnalizowały problem. To one zaczęły uświadamiać Polakom, że za używaniem fałszywych określeń kryje się poważne zagrożenie. Polonia w Kanadzie tłumnie protestowała w latach 80. przed siedzibą dziennika „Toronto Star”, który używał błędnych sformułowań. Dzięki temu, że Polacy za granicą mają bezpośredni dostęp do zagranicznych mediów i opinii publicznej, mogą szybko reagować na kłamstwa historyczne, również przez zgłaszanie ich odpowiednim instytucjom w Polsce. To oczywiste, że na barkach Polonii spoczywa znaczna odpowiedzialność za kreowanie wizerunku Polski, tak więc niezwykle ważne jest również, aby środowiska polonijne głośno mówiły o polskich bohaterach, stosunkach polsko-żydowskich i troszczyły się o stosowanie prawdziwych zwrotów dotyczących niemieckich obozów koncentracyjnych.

„Polskie obozy” to język nienawiści

Walkę o dobre imię Polski traktuję po prostu jako jeden z elementów walki o bezpieczeństwo kraju, jeden z elementów utrwalania niepodległości Polski.

Rozmowa z Maciejem Świrskim, prezesem Fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom, organizacji pozarządowej zajmującej się m.in. obroną dobrego imienia Polski

Jakie są główne cele Reduty Dobrego Imienia?

Przede wszystkim dążymy do tego, żeby zmienić dzisiejsze poniżające postrzeganie Polaków przez różnego rodzaju media i społeczeństwa. Chcemy, aby Polacy cieszyli się należnym szacunkiem. Tu należy przywołać dobre wzory – np. Anti-Defamation League, która dba o właściwe postrzeganie Żydów w opinii społecznej.

Drugim celem jest zwalczanie fałszerstw dotyczących Polski. I chodzi tu nie tylko o historię. Polska znajduje się obecnie pod gigantycznym atakiem agresywnej propagandy. Dlatego oprócz śledzenia sprawców zniesławień, używających określeń typu „polskie obozy koncentracyjne”, informujemy również o rzeczywistej sytuacji w naszym kraju. Mamy przygotowane pakiety informacyjne w kilku wersjach językowych, np. o przyczynach konfliktu o Trybunał Konstytucyjny czy reformach, które są w Polsce przeprowadzane. Treści te wysyłamy m.in. do europarlamentarzystów i zagranicznych mediów.

Dążymy również do wzmocnienia tożsamości narodowej i zwalczenia tak zwanej pedagogiki wstydu, która stała się niestety stałym elementem antypolskiej propagandy i służy poniżaniu Polski na arenie międzynarodowej oraz uniemożliwianiu nam obrony. Dlatego Reduta stara się nieustannie budować wśród Polaków poczucie dumy narodowej, m.in. poprzez organizację wystaw, koncertów, gier miejskich oraz wydawanie różnego rodzaju publikacji.

W tej chwili intensywnie pracujemy nad rozbudową Działu Dokumentacji i Analiz Reduty Dobrego Imienia. Nasi specjaliści od analizy i wyszukiwania informacji zostali wzmocnieni półautomatycznym systemem wykrywania zniesławień na temat Polski w internecie. Rozbudowujemy ten dział, żeby wiedzieć, jakiego rodzaju kłamstwa na temat Polski się pojawiają i kto je produkuje. Musimy zdawać sobie sprawę, że „polskie obozy” i inne tego typu sformułowania są po prostu dezinformacją. A dezinformacja jest jednym z oręży współczesnej wojny informacyjnej.

Walkę o dobre imię Polski traktuję po prostu jako jeden z elementów walki o bezpieczeństwo kraju, jeden z elementów utrwalania niepodległości Polski.

Jakie dotychczasowe sukcesy Reduty Dobrego Imienia zaliczyłby pan do najważniejszych?

Poza uzyskaniem licznych sprostowań w tekstach szkalujących Polskę jednym z najważniejszych sukcesów jest doprowadzenie do procesu twórców rasistowskiego i zniesławiającego Polaków filmu Nasze matki, nasi ojcowie. Współpracującym z nami prawnikom, przede wszystkim mec. Monice Brzozowskiej i mec. Lechowi Obarze, udało się wypracować doktrynę prawną uznawaną przez polskie sądy. Doktrynę, dzięki której każda osoba, która uzna, że dobro narodu zostało naruszone, może pozwać sprawcę.

Sukcesem było także zablokowanie emisji filmu Ida na pokładach samolotów British Airways. Dzięki powszechnej mobilizacji społecznej udało się także wprowadzić do czołówki filmowej wyjaśnienie opisujące prawdziwą rolę Polaków podczas drugiej wojny światowej.

W jaki sposób powinniśmy mówić o kłamstwach dotyczących historii Polski? Czy pana zdaniem termin „wadliwe kody pamięci” dobrze oddaje istotę sprawy?

Termin „wadliwe kody pamięci” został ukuty jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej i całkowicie zaburza ostrość widzenia oraz rozmywa odpowiedzialność. Trzeba mówić jasno, że to są kłamstwa i oszczerstwa, a nie jakieś „wadliwe kody pamięci”. Do świata zachodniego trzeba mówić językiem politycznej poprawności. A więc jasno komunikować, że sformułowanie „polskie obozy” jest niczym innym jak rasistowskim językiem nienawiści skierowanym przeciwko narodowi polskiemu z wykorzystaniem kłamstwa oświęcimskiego (ang. holocaust denial) w celu dyskryminacji Polaków na arenie międzynarodowej. Język politycznej poprawności jest niestety w tej chwili jedynym zrozumiałym językiem w świecie zachodnich mediów. Odwoływanie się do kwestii wartości, polskiej godności nie skutkuje. Dotykamy tu szerszego problemu, z jakim borykają się Ameryka i Zachód – braku punktu odniesienia do prawdy, czego świadectwem jest używanie terminu „polskie obozy” .

„Niemieckie obozy, polscy bohaterowie” – konferencja z udziałem przedstawicieli Sejmu, Senatu, MSZ i Parlamentu Europejskiego

Wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak i wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki będą gośćmi konferencji „Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie”, organizowanej przez Instytut Łukasiewicza pod honorowym patronatem Prezydenta RP. Udział w wydarzeniu zapowiedzieli m.in. przewodniczący Polsko-Niemieckiej Grupy Parlamentarnej poseł Szymon Szynkowski vel Sęk, senator prof. Jan Żaryn, prezes Reduty Dobrego Imienia Maciej Świrski oraz zastępca prezesa IPN, współtwórca Muzeum Polaków Ratujących Żydów Mateusz Szpytma. Dyskusja z udziałem zaproszonych gości jest częścią projektu współfinansowanego ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Spotkanie odbędzie się 15 listopada o 11.00 w sali nr 14 im. Bronisława Geremka (bud. G Sejmu RP). Kluczowym punktem konferencji jest panel dyskusyjny z udziałem ważnych osobistości życia publicznego: przedstawicieli muzeów, historyków, instytucji i organizacji zaangażowanych w kształtowanie polityki historycznej. Na wstępie zostanie zaprezentowana inicjatywa Instytutu Łukasiewicza, w ramach której powstał portal internetowy – www.jakbylonaprawde.instytutlukasiewicza.pl. Bohaterami materiałów zamieszczonych w serwisie są byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych, m.in. Auschwitz-Birkenau, Gross-Rosen i Ravensbrück. Wszystkie treści zostały przetłumaczone na język angielski i język niemiecki. Już po konferencji 300 redakcji w USA, Niemczech i Wielkiej Brytanii otrzyma pakiet materiałów elektronicznych omawiających historię II wojny światowej z polskiej perspektywy. Instytut przygotowuje również publikację w trzech językach, która w listopadzie br. trafi m.in. do miejsc pamięci i muzeów związanych z tematyką II wojny światowej.

Projekt jest odpowiedzią na wciąż pojawiające się w zagranicznych mediach określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Tylko w latach 2008-2014 Ministerstwo Spraw Zagranicznych ponad 600 razy interweniowało przeciwko takim sformułowaniom. Pojawiło się ono w mediach aż w 35 krajach. Materiały projektu „Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie” zostały przygotowane przy współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej i Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau. Partnerami przedsięwzięcia są Muzeum Historii Polski, Muzeum Powstania Warszawskiego, Polskie Towarzystwo Historyczne, Ośrodek Karta, Polsko-Niemiecka Grupa Parlamentarna, a także Poczta Polska i Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych.

Musimy stworzyć system odkłamywania historii

Profesor Andrzej Nowak
fot. Krzysztof Sitowski

Trzeba próbować wejść na rynek narracji historycznych z prawdziwą opowieścią o tym, jak było w czasach II wojny światowej. Przypomnieć bohaterstwo Polski, niezwykle odważną decyzję przeciwstawienia się totalitaryzmowi niemieckiemu i wspierającemu go totalitaryzmowi sowieckiemu

Rozmowa z prof. Andrzejem Nowakiem, kierownikiem Zakładu Historii Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dlaczego w zagranicznych mediach wciąż tak często pada określenie „polskie obozy zagłady”?

Są tego trzy główne powody. Pierwszym z nich jest ignorancja społeczeństw Zachodu, które nie interesują się historią naszego regionu. Na ignorancję nie ma co się obrażać. Trzeba starać się wypełniać luki różnego rodzaju działaniami edukacyjnymi. Najskuteczniej robi to po prostu kultura masowa.

Drugi powód to arogancja. Poczucie wyższości części elit Zachodu, przekonanych, że na Wschodzie mieszkają ludzie gorszego rodzaju, barbarzyńcy. Wśród tych elit panuje powszechne przekonanie, że gdyby Niemcy założyli swoje obozy na terenie Anglii czy w Stanach Zjednoczonych, to wszyscy Anglicy i Amerykanie z narażeniem życia broniliby swoich sąsiadów. A dzicz wschodnioeuropejska najchętniej ich wydawała. Takie przekonania to w istocie forma rasizmu, z którą trzeba walczyć.

Jest w końcu trzeci powód. Powód, przez który najtrudniej walczyć z określeniem „polskie obozy”. Chodzi tu bowiem nie o stereotypy i brak wiedzy, ale o realne interesy, które można odczytać na kilku poziomach.

Jakich?

Pierwszy poziom to interes finansowy. Państwo niemieckie w ramach ugody z ofiarami Holocaustu wypłaciło gigantyczne odszkodowania i zapobiegliwie zamknęło drogę dalszym roszczeniom. Niezaspokojona chęć zysku sprawia jednak, że wiele osób podszywających się pod ofiary wysuwa roszczenia w stosunku do innych narodów i społeczeństw. Niestety ten atak skoncentrowany został na Polsce, choć w przeciwieństwie do Litwy czy Ukrainy u nas nie było żadnej zorganizowanej formy współpracy z niemieckimi ludobójcami.

Drugi poziom to interes niemiecki. Nie finansowy, ale raczej moralny. Chodzi o odciążenie pamięci o ludobójczej odpowiedzialności Niemiec. Podzielenie się tą odpowiedzialnością z innymi narodami. To jest bardzo ważny cel świadomie prowadzonej przez Niemcy polityki historycznej. Z tym wiąże się konkretny interes polityczny: odnowienie niemieckiej dominacji w Europie, wyjście z długiego cienia II wojny światowej. Narracja jest tu następująca: być może Niemcy coś zainicjowali, ale bez Polaków niczego by nie zrobili.

W końcu jest też trzeci interesariusz. Jest nim imperialna polityka rosyjska, a wcześniej sowiecka. Zaraz po wojnie Moskwie mocno zależało na pokazaniu światu, że Polakom i innym wschodnim narodom nie warto współczuć i że nie zasługują na nic innego niż panowanie ZSRS. Dziś ta polityka jest kontynuowana. Widzimy to choćby po sprawie Jedwabnego. Sprawa niewątpliwie smutna i warta naszej pamięci, ale została rozdmuchana propagandowo, żeby służyć interesom rosyjskim. Nic dziwnego, że najwięcej przedruków na temat Jedwabnego było w rosyjskiej prasie. Sens jest łatwy do odczytania: widzicie, Polacy to ludobójcy i antysemici, a upominają się u nas o Katyń czy inne moralne winy Rosji.

 

W jaki sposób możemy z tym skutecznie walczyć?

Trzeba próbować wejść na rynek narracji historycznych z prawdziwą opowieścią o tym, jak było w czasach II wojny światowej. Przypomnieć bohaterstwo Polski, niezwykle odważną decyzję przeciwstawienia się totalitaryzmowi niemieckiemu i wspierającemu go totalitaryzmowi sowieckiemu. Trzeba to zrobić za pomocą mediów, kultury masowej, wciągając w to jak najwięcej partnerów międzynarodowych – czy to takich, którzy pomogą nam dla zysku, czy z powodów ideowych. Przecież na świecie mamy wielu przyjaciół. Trzeba skorzystać z ich talentów. Stworzyć zorganizowany system odkłamywania historii XX wieku, a zwłaszcza II wojny światowej. W ostatnich 27 latach nasza polityka historyczna była słaba, reaktywna. Kiedy pojawiał się jakiś problem, dopiero wtedy próbowaliśmy odpowiadać. Oczywiście trzeba odpowiadać na kłamstwa, ale ograniczenie się wyłącznie do tego jest nieskuteczne.

Obecny rząd deklaruje, że polityka historyczna jest jednym z jego priorytetów. Dostrzega pan szanse na skuteczniejsze działania w walce z historycznymi kłamstwami na nasz temat?

To tak naprawdę będzie można ocenić dopiero za kilka lat. Pierwsze 10 miesięcy to jeszcze zbyt krótki okres. Ale pewne deklaracje już nabierają realnego kształtu. Chociażby w budżecie Ministerstwa Kultury jest więcej pieniędzy na filmy historyczne. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby powstał film z prawdziwie hollywoodzkim rozmachem o rotmistrzu Pileckim, postaci budzącej realny podziw swoimi dokonaniami.

Polska – państwo, które zapłaciło najwyższą cenę podczas II wojny światowej

Pierwszego września 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę, rozpoczynając największy konflikt zbrojny w historii ludzkości – II wojnę światową. To polskie państwo poniosło najdotkliwsze straty w wyniku tego konfliktu. Szacuje się, że ponad 6 mln osób, czyli 22% polskich obywateli, straciło życie lub zostało przymusowo wysiedlonych. Brutalna okupacja Polski przez Niemców doprowadziła do niepowetowanych strat, których skutki odczuwane są do dzisiaj.

Zaskoczona Polska, bez wojskowego wsparcia sojuszników, pomimo bohaterskiego oporu swoich żołnierzy i cywilów nie miała szans w starciu z przygniatającymi siłami agresora. Siedemnastego września Polskę od wschodu zaatakował Związek Radziecki, realizując założenia tajnego paktu Ribbentrop-Mołotow. Dwa totalitaryzmy – niemiecki i sowiecki – zabrały Polsce państwowość i zwierzchnictwo nad jej terytorium.

Zapisz

Wrzesień 1939 r. Cywilne ofiary nalotu niemieckiego lotnictwa

Po ataku polskie władze nie podpisały aktu kapitulacji z Niemcami, co skutkowało szczególnie brutalnymi represjami – przede wszystkim masowymi mordami na cywilach. Polska od pierwszego do ostatniego dnia wojny była czynnym członkiem koalicji antyhitlerowskiej i jedynym państwem w Europie, które pod okupacją niemiecką nie kolaborowało z nazistami.

Niemiecki okupant rozpoczął brutalne rządy, wprowadzając politykę zmierzającą do wynarodowienia mieszkańców podległych mu terenów. Działania administracyjne były podporządkowane dwóm celom: absolutnej germanizacji i osiąganiu korzyści dla III Rzeszy. – Otrzymałem polecenie bezwzględnego złupienia zdobytych ziem wschodnich; mam doprowadzić do ich całkowitej gospodarczej, społecznej, kulturalnej i politycznej dewastacji – powiedział Hans Frank, niemiecki generalny gubernator.

Niemcy surowo zwalczali wszelkie przejawy polskości, grabiąc lub niszcząc dziedzictwo kulturowe i uniemożliwiając dotychczasową działalność społeczno-polityczną. Krwawo rozprawiano się z każdą próbą przeciwstawienia się nowym, niemieckim władzom. Administracja niemiecka zaznaczała swoją obecność na każdym kroku. Zniemczano nazwy ulic, a nawet całych miast, a znajdujące się w nich największe place otrzymywały imię Adolfa Hitlera. Dla podkreślenia niemieckiego panowania stosowano nawet charakterystyczną dla nazistów gotycką czcionkę.

Jednym z głównych działań germanizacyjnych podjętych na ziemiach wcielonych do III Rzeszy była akcja wymierzona w polskie elity. Intelligenzaktion polegała na eksterminacji najważniejszych przedstawicieli polskiego społeczeństwa. Około 100 tys. obywateli stanowiących szczególnie ważną część polskiego narodu (m.in. nauczycieli, naukowców, księży, lekarzy, prawników oraz byłych wojskowych) zostało zamordowanych w masowych egzekucjach lub przewiezionych do niemieckich obozów koncentracyjnych, gdzie tylko nieliczni uniknęli śmierci. Działania germanizacyjne nie pomijały również dzieci. Szacuje się, że w trakcie II wojny światowej z Polski do Niemiec zostało wywiezionych ok. 150 tys. najmłodszych polskich obywateli.

Obawy o życie swoje i najbliższych towarzyszyły każdemu Polakowi codziennie. Niemiecki okupant za nic miał prawa międzynarodowe i wojenne. Stosował najsurowsze represje za najmniejsze przewinienia, a nawet bez powodu – tylko po to, by wywołać strach i całkowite podporządkowanie nowym władzom.

Zapisz

Polskie Państwo Podziemne – światowy fenomen oporu wobec Niemców

Ruch oporu działał w wielu krajach okupowanych przez nazistowskie Niemcy. Jednak to Polskie Państwo Podziemne było zjawiskiem o skali nieporównywalnej z żadnym innym konspiracyjnym ruchem w Europie.

Inaczej niż we Francji czy Belgii na okupowanych terenach Polski nie istniały władze kolaborujące z Niemcami. Polacy stworzyli kierowane z krajów sojuszniczych struktury państwowe działające na terenie zajętym przez Niemcy i ZSRS. W konspiracji funkcjonowało kilkanaście departamentów odpowiadających ministerstwom sprzed wojny. W czynną działalność podziemną z narażeniem życia zaangażowanych było kilkaset tysięcy Polaków.

Zapisz

Powstanie Warszawskie. Wyzwolenie KL Warschau przez Armię Krajową

Najszybciej zorganizowane zostało podziemie wojskowe. We wrześniu 1939 r. powołano konspiracyjną organizację wojskową, podlegającą naczelnym władzom na uchodźstwie, która w ostatecznej formie, 14 lutego 1942 r., przybrała nazwę Armia Krajowa. Ta największa podziemna organizacja wojskowa na polskim terenie w szczytowym momencie liczyła ok. 380 tys. członków i posiadała rozległe struktury terenowe. Armia Krajowa realizowała liczne akcje dywersyjne, wywiadowcze i wspomagała powstanie w getcie warszawskim. Jej głównym celem było przygotowanie regularnej armii do otwartej walki o niepodległość.

Pod okupacją funkcjonowało sądownictwo wojskowe i cywilne. Za działalność na szkodę narodu polskiego, za donoszenie i wydawanie Żydów dla własnych korzyści polskie sądy podziemne w trakcie tajnych rozpraw skazywały na śmierć. Nie było przyzwolenia na kolaborację z Niemcami – Polaka, który się jej dopuścił, uważano za zdrajcę.

Podziemny wymiar sprawiedliwości wydał kilkaset wyroków śmierci na funkcjonariuszy niemieckich władz i ich współpracowników. Sprawiedliwość dosięgnęła nawet Franza Kutscherę, dowódcę SS i policji warszawskiego dystryktu Generalnego Gubernatorstwa. Nazistowski zbrodniarz za wyjątkowy terror wobec ludności cywilnej, masowe egzekucje i liczne łapanki został skazany przez polski sąd podziemny na karę śmierci, którą następnie wykonał oddział Armii Krajowej.

Generał Stefan Rowecki ps. GrotJakikolwiek opór wobec okupacyjnych władz był karany przez Niemców z całą stanowczością. Karą za działalność w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego była śmierć lub wysłanie do niemieckiego obozu. Taki los stał się udziałem twórcy Armii Krajowej, najważniejszej postaci polskiej konspiracji – generała Stefana Roweckiego ps. „Grot”. Po pojmaniu przez gestapo trafił w lipcu 1943 r. do niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Tam był przesłuchiwany i namawiany do zawiązania koalicji Armii Krajowej z Niemcami przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a potem do przerwania powstania warszawskiego. Generał odmawiał kategorycznie składanym propozycjom, aż w końcu został przez Niemców zabity.

W niemieckich obozach zmarło także wielu cywilów zaangażowanych w podziemną aktywność. W warunkach konspiracji rozwijało się tajne szkolnictwo, z którego skorzystało ponad milion Polaków. Ceną za to była śmierć w niemieckich obozach lub więzieniach 9 tys. nauczycieli i ponad 600 pracowników naukowych.

Represje nie ominęły również polskiego Kościoła. Ojciec Maksymilian Kolbe był jednym z tysięcy polskich duchownych, którzy stracili życie w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Zapisz

Zapisz

Nadeszła zmiana

fot. IPN

Przez wiele lat nie potrafiliśmy opowiadać o naszej niezwykłej historii. O fenomenie, jakim było Polskie Państwo Podziemne, o bohaterskich żołnierzach Armii Krajowej, o tym, że nigdy nie mieliśmy kolaboracyjnego rządu.

Rozmowa z dr. Jarosławem Szarkiem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej

Przeciwdziałanie rozpowszechnianiu kłamstwa historycznego jest jednym z najważniejszych zadań IPN. Jak Instytut  pod Pana kierownictwem będzie wypełniał to zadanie ?

W Instytucie Pamięci Narodowej pracuje ponad 2,2 tys. osób, a wśród nich wielu znakomitych naukowców. Ten ogromny potencjał zamierzamy wykorzystać przede wszystkim do prowadzenia długofalowych działań edukacyjnych, popularyzujących najnowszą historię Polski. Chcemy upowszechniać prawdziwe dzieje naszego kraju na całym świecie. Pamiętajmy jednak, że skuteczni za granicą możemy być tylko wtedy, kiedy tę historię najpierw dobrze opowiemy samym sobie.

W jaki sposób Instytut chce ją opowiadać?

Przede wszystkim zrywając z pedagogiką wstydu, która przez wiele lat była pielęgnowana. Tożsamość narodową buduje się na pozytywnym przekazie. Podkreślone jest to m.in. w  preambule do naszej Konstytucji, która mówi, że musimy przekazać kolejnym pokoleniom wszystko, co cenne.

Okres po przemianach ustrojowych, od lat 90. ubiegłego wieku,  był w dużej mierze czasem ucieczki od historii i pokazywaniem głównie jej najciemniejszych kart. Hasła typu „Wybierzmy przyszłość” były na tyle nośne, że nimi wygrywało się wybory. Dominował przekaz, że polskość jest ciężarem i musimy stać się Europejczykami. Jedną z konsekwencji takiego podejścia jest właśnie upowszechnienie się na świecie określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Gdybyśmy od razu mocno przeciwko temu zaprotestowali, nikt dziś nie mówiłby, że niemieckie obozy, niemieckie fabryki śmierci były polskie.

Przez wiele lat nie potrafiliśmy opowiadać o naszej niezwykłej historii. O fenomenie, jakim było Polskie Państwo Podziemne, o bohaterskich żołnierzach Armii Krajowej, o tym, że nigdy nie mieliśmy kolaboracyjnego rządu. Do tej pory nie stworzyliśmy w Polsce filmu o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, który przez zachodnich historyków uznawany jest za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi drugiej wojny światowej.

Kiedy zaczniemy nadrabiać te zaległości?

To już się dzieje. Głównie dzięki młodemu pokoleniu, które mocno upomniało się o polską historię. To młodzi z dumą noszą barwy biało-czerwone i koszulki z symbolami patriotycznymi. Za ich sprawą patriotyzm staje się coraz powszechniejszy.

Zmianę świadomości i podejścia do historii widać też na wielu innych płaszczyznach. Przykładem są choćby placówki dyplomatyczne. Jeszcze do niedawna środowiska polonijne nie zawsze otrzymywały od nich należyte wsparcie, kiedy protestowały przeciwko „polskim obozom”. W ostatnim czasie jest zdecydowanie lepiej. Innym przykładem jest Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Początkowo miało ono opowiadać uniwersalną historię drugiej wojny światowej. Dziś dostrzeżono już  konieczność, żeby muzeum przedstawiało historię z polskiej perspektywy.