Archiwum kategorii: Jak było naprawdę?

Polska – państwo, które zapłaciło najwyższą cenę podczas II wojny światowej

Pierwszego września 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę, rozpoczynając największy konflikt zbrojny w historii ludzkości – II wojnę światową. To polskie państwo poniosło najdotkliwsze straty w wyniku tego konfliktu. Szacuje się, że ponad 6 mln osób, czyli 22% polskich obywateli, straciło życie lub zostało przymusowo wysiedlonych. Brutalna okupacja Polski przez Niemców doprowadziła do niepowetowanych strat, których skutki odczuwane są do dzisiaj.

Zaskoczona Polska, bez wojskowego wsparcia sojuszników, pomimo bohaterskiego oporu swoich żołnierzy i cywilów nie miała szans w starciu z przygniatającymi siłami agresora. Siedemnastego września Polskę od wschodu zaatakował Związek Radziecki, realizując założenia tajnego paktu Ribbentrop-Mołotow. Dwa totalitaryzmy – niemiecki i sowiecki – zabrały Polsce państwowość i zwierzchnictwo nad jej terytorium.

Zapisz

Wrzesień 1939 r. Cywilne ofiary nalotu niemieckiego lotnictwa

Po ataku polskie władze nie podpisały aktu kapitulacji z Niemcami, co skutkowało szczególnie brutalnymi represjami – przede wszystkim masowymi mordami na cywilach. Polska od pierwszego do ostatniego dnia wojny była czynnym członkiem koalicji antyhitlerowskiej i jedynym państwem w Europie, które pod okupacją niemiecką nie kolaborowało z nazistami.

Niemiecki okupant rozpoczął brutalne rządy, wprowadzając politykę zmierzającą do wynarodowienia mieszkańców podległych mu terenów. Działania administracyjne były podporządkowane dwóm celom: absolutnej germanizacji i osiąganiu korzyści dla III Rzeszy. – Otrzymałem polecenie bezwzględnego złupienia zdobytych ziem wschodnich; mam doprowadzić do ich całkowitej gospodarczej, społecznej, kulturalnej i politycznej dewastacji – powiedział Hans Frank, niemiecki generalny gubernator.

Niemcy surowo zwalczali wszelkie przejawy polskości, grabiąc lub niszcząc dziedzictwo kulturowe i uniemożliwiając dotychczasową działalność społeczno-polityczną. Krwawo rozprawiano się z każdą próbą przeciwstawienia się nowym, niemieckim władzom. Administracja niemiecka zaznaczała swoją obecność na każdym kroku. Zniemczano nazwy ulic, a nawet całych miast, a znajdujące się w nich największe place otrzymywały imię Adolfa Hitlera. Dla podkreślenia niemieckiego panowania stosowano nawet charakterystyczną dla nazistów gotycką czcionkę.

Jednym z głównych działań germanizacyjnych podjętych na ziemiach wcielonych do III Rzeszy była akcja wymierzona w polskie elity. Intelligenzaktion polegała na eksterminacji najważniejszych przedstawicieli polskiego społeczeństwa. Około 100 tys. obywateli stanowiących szczególnie ważną część polskiego narodu (m.in. nauczycieli, naukowców, księży, lekarzy, prawników oraz byłych wojskowych) zostało zamordowanych w masowych egzekucjach lub przewiezionych do niemieckich obozów koncentracyjnych, gdzie tylko nieliczni uniknęli śmierci. Działania germanizacyjne nie pomijały również dzieci. Szacuje się, że w trakcie II wojny światowej z Polski do Niemiec zostało wywiezionych ok. 150 tys. najmłodszych polskich obywateli.

Obawy o życie swoje i najbliższych towarzyszyły każdemu Polakowi codziennie. Niemiecki okupant za nic miał prawa międzynarodowe i wojenne. Stosował najsurowsze represje za najmniejsze przewinienia, a nawet bez powodu – tylko po to, by wywołać strach i całkowite podporządkowanie nowym władzom.

Zapisz

Polskie Państwo Podziemne – światowy fenomen oporu wobec Niemców

Ruch oporu działał w wielu krajach okupowanych przez nazistowskie Niemcy. Jednak to Polskie Państwo Podziemne było zjawiskiem o skali nieporównywalnej z żadnym innym konspiracyjnym ruchem w Europie.

Inaczej niż we Francji czy Belgii na okupowanych terenach Polski nie istniały władze kolaborujące z Niemcami. Polacy stworzyli kierowane z krajów sojuszniczych struktury państwowe działające na terenie zajętym przez Niemcy i ZSRS. W konspiracji funkcjonowało kilkanaście departamentów odpowiadających ministerstwom sprzed wojny. W czynną działalność podziemną z narażeniem życia zaangażowanych było kilkaset tysięcy Polaków.

Zapisz

Powstanie Warszawskie. Wyzwolenie KL Warschau przez Armię Krajową

Najszybciej zorganizowane zostało podziemie wojskowe. We wrześniu 1939 r. powołano konspiracyjną organizację wojskową, podlegającą naczelnym władzom na uchodźstwie, która w ostatecznej formie, 14 lutego 1942 r., przybrała nazwę Armia Krajowa. Ta największa podziemna organizacja wojskowa na polskim terenie w szczytowym momencie liczyła ok. 380 tys. członków i posiadała rozległe struktury terenowe. Armia Krajowa realizowała liczne akcje dywersyjne, wywiadowcze i wspomagała powstanie w getcie warszawskim. Jej głównym celem było przygotowanie regularnej armii do otwartej walki o niepodległość.

Pod okupacją funkcjonowało sądownictwo wojskowe i cywilne. Za działalność na szkodę narodu polskiego, za donoszenie i wydawanie Żydów dla własnych korzyści polskie sądy podziemne w trakcie tajnych rozpraw skazywały na śmierć. Nie było przyzwolenia na kolaborację z Niemcami – Polaka, który się jej dopuścił, uważano za zdrajcę.

Podziemny wymiar sprawiedliwości wydał kilkaset wyroków śmierci na funkcjonariuszy niemieckich władz i ich współpracowników. Sprawiedliwość dosięgnęła nawet Franza Kutscherę, dowódcę SS i policji warszawskiego dystryktu Generalnego Gubernatorstwa. Nazistowski zbrodniarz za wyjątkowy terror wobec ludności cywilnej, masowe egzekucje i liczne łapanki został skazany przez polski sąd podziemny na karę śmierci, którą następnie wykonał oddział Armii Krajowej.

Generał Stefan Rowecki ps. GrotJakikolwiek opór wobec okupacyjnych władz był karany przez Niemców z całą stanowczością. Karą za działalność w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego była śmierć lub wysłanie do niemieckiego obozu. Taki los stał się udziałem twórcy Armii Krajowej, najważniejszej postaci polskiej konspiracji – generała Stefana Roweckiego ps. „Grot”. Po pojmaniu przez gestapo trafił w lipcu 1943 r. do niemieckiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Tam był przesłuchiwany i namawiany do zawiązania koalicji Armii Krajowej z Niemcami przeciwko Związkowi Sowieckiemu, a potem do przerwania powstania warszawskiego. Generał odmawiał kategorycznie składanym propozycjom, aż w końcu został przez Niemców zabity.

W niemieckich obozach zmarło także wielu cywilów zaangażowanych w podziemną aktywność. W warunkach konspiracji rozwijało się tajne szkolnictwo, z którego skorzystało ponad milion Polaków. Ceną za to była śmierć w niemieckich obozach lub więzieniach 9 tys. nauczycieli i ponad 600 pracowników naukowych.

Represje nie ominęły również polskiego Kościoła. Ojciec Maksymilian Kolbe był jednym z tysięcy polskich duchownych, którzy stracili życie w niemieckich obozach koncentracyjnych.

Zapisz

Zapisz

Piekło na ziemi. Niemieckie obozy koncentracyjne i obozy śmierci

Nigdy nie istniały polskie obozy koncentracyjne i polskie obozy zagłady. Miejsca, w których skatowano i wymordowano miliony niewinnych ludzi, były w całości dziełem Niemców. Stworzyli oni sieć obozów, które stanowiły narzędzie unicestwiania przedstawicieli różnych narodowości. Żydzi, Sinti, Romowie byli skazani na zagładę ze względu na swoje pochodzenie. Polacy służyli jako tania siła robocza i ginęli w obozach pracy i koncentracyjnych.

Wszystko zaczęło się na początku lat 30. XX w. w Rzeszy Niemieckiej. Zaraz po dojściu do władzy Adolfa Hitlera naziści zaczęli tworzyć miejsca odosobnienia dla „wrogów Rzeszy”. Pierwszy obóz koncentracyjny powstał w Dachau w pobliżu Monachium w Bawarii. Początkowo trafiali do niego głównie przeciwnicy polityczni nazistów, Żydzi, homoseksualiści i świadkowie Jehowy. Więźniowie byli regularnie mordowani i wyniszczani niewolniczą pracą. Z czasem obóz zaludnił się więźniami ze wszystkich europejskich krajów podbitych przez Niemców. Dachau był obozem wzorcowym dla kilkunastu kolejnych, równie potwornych miejsc funkcjonujących na terenie Rzeszy Niemieckiej. A po agresji na Polskę w 1939 r. – także na okupowanych ziemiach polskich.

Piątek 14 czerwca 1940 r. Bramę niemieckiego obozu Auschwitz przekracza 728 polskich więźniów politycznych. Niemcy od razu pozbawiają ich wszelkiej nadziei. – Przybyliście tutaj nie do sanatorium, tylko do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego nie ma innego wyjścia jak przez komin. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty. Jeśli są w transporcie Żydzi, to mają prawo żyć nie dłużej niż dwa tygodnie, księża – miesiąc, reszta – trzy miesiące – przywitał więźniów Karl Fritzsch, zastępca komendanta obozu. Dzień ten uznawany jest za początek funkcjonowania KL Auschwitz – najprawdziwszego piekła na ziemi.

KL Auschwitz stworzono niespełna 10 miesięcy po wybuchu wojny. W pierwszych dwóch latach funkcjonowania największą liczbę deportowanych do obozu stanowili Polacy. Zbrodnicza machina była nieustannie rozbudowywana. Pierwszego marca 1942 r. w zburzonej wcześniej wsi Brzezinka naziści uruchomili drugą część obozu Auschwitz II-Birkenau. Zaczął on odgrywać rolę największego nazistowskiego ośrodka zagłady Żydów. Jeszcze w tym samym roku na potrzeby niemieckiego koncernu IG Farbenindustrie powstaje podobóz Auschwitz III Monowitz. W sumie obóz Auschwitz miał aż 48 podobozów, w których więźniowie wykonywali wyniszczające organizm roboty na rzecz niemieckiej gospodarki.

Głód nie do zniesienia, praca ponad ludzkie siły, a do tego przemoc, tortury i eksperymenty pseudomedyczne stanowiły w KL Auschwitz codzienność. Dla Niemców nie było ludzi, były jedynie nadane wcześniej numery, niemające żadnej wartości. Dlatego więzienni lekarze bez skrupułów torturowali ludzi. Przykładem jest choćby „rentgenowska sterylizacja”, polegająca na naświetlaniu mężczyznom jąder, a kobietom – jajników. W efekcie takiego zabiegu występowały na ciele ciężkie rany oparzeniowe, a na skórze – trudno gojące się zmiany ropne. W wielu przypadkach kończyło się to śmiercią.

Także esesmani pracujący w obozie specjalizowali się w wymierzaniu nieludzkich kar więźniom, i tak już wycieńczonym niedostatkiem jedzenia i ciężkimi robotami. Wśród nich była m.in. publiczna chłosta drewnianym kijem, zamykanie na czas od kilku do dwudziestu kilku nocy czterech więźniów w pomieszczeniu o powierzchni 1 m2 z niewielkim dopływem powietrza (więźniowie całą noc musieli stać, a w dzień – normalnie pracować) czy szczególnie dotkliwa kara słupka: więźniowi wiązano z tyłu ręce i wieszano na kilka godzin na haku w taki sposób, żeby nie dotykał stopami ziemi. Konsekwencją kary było najczęściej zerwanie ścięgien ramion, a co za tym idzie – brak możliwości ruszania rękami i wykonywania pracy. Taki więzień skazany był na komorę gazową…

Śmierć przez zagazowanie była tylko jednym ze sposobów, w jaki Niemcy zabijali więźniów obozów. Morderstw dokonywali również przez rozstrzelanie, publiczne powieszenie czy zagłodzenie na śmierć. W sumie w KL Auschwitz Niemcy wymordowali ok. 1,1 mln osób. Ludzi 20 narodowości, różnej wiary i światopoglądów, profesorów i prostych robotników, kobiet i mężczyzn, dzieci i starców.

Taką zbrodniczą działalność Niemcy prowadzili nie tylko w KL Auschwitz, lecz także w kilku innych obozach koncentracyjnych na terenie okupowanej Polski. W 1940 r. na Śląsku założyli obóz Gross-Rosen, w którym do 1945 r. wymordowano ok. 40 tys. osób. W 1941 r. założono KL Lublin, zwany potocznie Majdankiem. Życie straciło w nim ok. 80 tys. osób. Inne niemieckie obozy na ziemiach polskich to: KL Plaszow (ok. 7–8 tys. ofiar), KL Stutthof (ok. 63 tys. ofiar) i KL Warschau (ok. 20 tys. ofiar). Ich załogę stanowili funkcjonariusze SS.

Inną kategorię niemieckich obozów na ziemiach polskich stanowiły obozy natychmiastowej zagłady. Stworzone zostały w celu całkowitego wyniszczenia ludności żydowskiej zamieszkującej Europę. Mordowano w nich także m.in. ludność romską i jeńców sowieckich. Obozy zagłady działały od 1941 r. w Chełmnie nad Nerem, a od 1942 r.: w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Natomiast obozy KL Auschwitz-Birkenau i KL Lublin zaliczane są zarówno do obozów koncentracyjnych, jak i obozów zagłady.

W obozach zagłady w krótkim czasie wymordowano ogromną liczbę ludzi. W Chełmnie nad Nerem ofiary wpychano do ciężarówek, a następnie zagazowywano spalinami z rur wydechowych. W takich ruchomych komorach gazowych Niemcy zabili od 200 tys. do 300 tys. Żydów, m.in. z Niemiec, Austrii, Francji, Belgii i Holandii, ale też Polaków z zakładów opieki społecznej w Łodzi i Włocławku czy dzieci polskich rodzin z Zamojszczyzny. Większość z ok. 450 tys. ofiar z Bełżca i ok. 170–180 tys. z Sobiboru stanowili Żydzi. Nie inaczej było w Treblince, gdzie śmierć poniosło ok. 800 tys. osób. Niemcy zaczęli stopniowo likwidować obozy zagłady od grudnia 1942 r. Ostatnie przetrwały do stycznia 1945 r. Niemcy starali się ukryć przed światem ślady swojej działalności. Zniszczyli komory gazowe, rozebrali baraki, a tereny obozów zaorali i obsadzili trawą…

Oprócz obozów zagłady i obozów koncentracyjnych Niemcy stworzyli na ziemiach polskich kilkaset innych obozów. Najliczniejszą grupę stanowiły obozy pracy przymusowej. Osadzeni w nich ludzie pracowali m.in. przy budowie dróg, w rolnictwie czy przy budowie fortyfikacji. W obozach tych panowała wysoka śmiertelność spowodowana głodem, ciężką pracą, terrorem i fatalnymi warunkami życia. Obozy pracy przymusowej dla Polaków funkcjonowały do 1945 r.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Muzeum Auschwitz-Birkenau

Witold Pilecki. By dać świadectwo niemieckich zbrodni, dobrowolnie trafił za druty KL Auschwitz

W głowy nasze uderzały nie tylko kolby esesmanów – uderzało coś więcej. Brutalnie kopnięto we wszystkie nasze pojęcia, do których myśmy się na ziemi przyzwyczaili – tak Witold Pilecki opisał to, co ukazało się jego oczom, gdy dotarł wagonem towarowym do KL Auschwitz. Pilecki to jeden z największych bohaterów w historii Polski. Dobrowolnie dostał się do niemieckiego obozu Auschwitz, aby zorganizować tam ruch oporu i przekazać światu wiarygodne informacje o tragicznym losie więźniów.

W 1940 r. do władz Polskiego Państwa Podziemnego docierały tylko szczątkowe wiadomości o tym, co dzieje się w KL Auschwitz. Postanowiono, że należy potwierdzić dramatyczne doniesienia zza obozowych drutów. Do tej śmiertelnie niebezpiecznej misji na ochotnika zgłosił się Witold Pilecki, kawalerzysta, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej (1919–1921) i walk z Niemcami we wrześniu 1939 r.

Dnia 19 września 1940 r. w Warszawie dał się schwytać w trakcie łapanki, którą urządzili Niemcy. Bramę ze słynnym napisem „Arbeit macht frei” przekroczył w nocy z 21 na 22 września. – W ciągu paru dni czułem się oszołomiony i jakby przerzucony na inną planetę – stwierdził Pilecki po zetknięciu się z niewyobrażalnym okrucieństwem niemieckich funkcjonariuszy obozu.

Nowy więzień, oznaczony numerem 4859, natychmiast rozpoczął działalność konspiracyjną. Stworzył w obozie tajny ruch oporu o nazwie Tajna Organizacja Wojskowa. Ludzie kierowani przez Pileckiego zajmowali się samopomocą wśród więźniów i podnoszeniem ich morale, wymianą informacji ze światem zewnętrznym oraz przygotowaniem własnych oddziałów do zorganizowania powstania i opanowania obozu. O tym, co dzieje się w więzieniu, Pilecki donosił Armii Krajowej w meldunkach dostarczanych przez innych więźniów, którym pomagał organizować ucieczki. Sam uciekł z KL Auschwitz po ponad dwóch latach obozowej gehenny.

Po opuszczeniu obozu Pilecki stworzył raporty opisujące to, co działo się za drutami, i działalność założonej przez siebie organizacji. Awansowany do stopnia rotmistrza kontynuował walkę z niemieckim agresorem w Armii Krajowej m.in. jako uczestnik powstania warszawskiego. Później trafił do niemieckich obozów jenieckich: Lamsdorf i Murnau. Po zakończeniu wojny powrócił do kraju, by kontynuować walkę – tym razem z sowieckim okupantem. Komuniści aresztowali go 8 maja 1947 r. Po okrutnym śledztwie, w trakcie którego był bestialsko torturowany, odbył się pokazowy proces. Sąd w komunistycznej Polsce skazał bohatera na karę śmierci. Wyrok wykonano 25 maja 1948 r. strzałem w tył głowy.

Informacje zebrane w KL Auschwitz przez Pileckiego były jednymi z pierwszych pochodzących od naocznego świadka niemieckich zbrodni. Na ich podstawie legalne polskie władze alarmowały państwa koalicji antyniemieckiej o tragicznej sytuacji więźniów i mordach na niespotykaną skalę. Alianci nie zareagowali.

Maksymilian Kolbe: w KL Auschwitz ocalił człowieka i człowieczeństwo

kolbe-300-px
Ojciec  Maksymilian Kolbe

cela-smierci
Bunkier głodowy

Franciszek Gajowniczek
Franciszek Gajowniczek, więzień uratowany od śmierci przez o. Kolbego

Dwudziesty dziewiąty lipca 1941 r. Wycie obozowych syren odwraca uwagę więźniów KL Auschwitz od morderczej pracy. Niemcy zwołują specjalny apel i przeliczają wszystkie grupy. Stwierdzają brak jednego osadzonego z bloku 14A. Zasady panujące w obozie są jasne: konsekwencją ucieczki jednego więźnia jest śmierć dziesięciu innych.

Więźniowie bloku 14A mają pozostać w szeregu przez resztę dnia i całą noc. Rankiem Lagerführer Karl Fritzsch staje przed zziębniętymi przez noc ludźmi. Wszystkich mierzy wzrokiem i co jakiś czas, wskazując ręką, rzuca po niemiecku „Du!” („Ty!”). W ten sposób wybiera dziesiątkę nieszczęśników, którym przeznaczona była śmierć głodowa. Jeden z nich to Franciszek Gajowniczek, żołnierz uczestniczący w kampanii wrześniowej i aktywny członek polskiego podziemia. – Zdrętwiałem cały i, jak mi koledzy później powiedzieli, straszliwie jęknąłem, że mi jest żal żony i dzieci – wspominał po latach Gajowniczek, który przeżył wojnę, choć do jej końca pozostał więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych (w październiku 1944 r. został przeniesiony do KL Sachsenhausen).

Gdy grupa przygotowuje się do opuszczenia apelu, wydarza się coś niespodziewanego. Przez równe szeregi przeciska się polski więzień, ojciec Maksymilian Kolbe, franciszkanin. Staje naprzeciw Fritzscha, choć przecież samo wyjście przed szereg jest czymś, za co w KL Auschwitz Niemcy karzą śmiercią.

– Czego chce ta polska świnia? – pyta wściekły esesman swojego asystenta.

– Ja chcę umrzeć za niego – odpowiada Kolbe, wskazując Gajowniczka.

– Kto ty jesteś?

– Jestem polskim księdzem katolickim.

– Dlaczego chce pan umrzeć za niego? – docieka esesman, używając w stosunku do więźnia zwrotu „pan”, co było nie do pomyślenia w niemieckim obozie koncentracyjnym.

– On ma żonę i dzieci.

– Dobrze.

Dziesięciu mężczyzn rusza w drogę prowadzącą do bunkra głodowego. Kolbe idzie jako ostatni i pomaga z trudem poruszającemu się towarzyszowi niedoli. Nadzy więźniowie zostają wtrąceni do niewielkiej celi, żeby umrzeć tam z zimna i braku pożywienia. Po kilkunastu dniach Niemcy otwierają bunkier, by wynieść ciała zagłodzonych. Okazuje się, że ojciec Kolbe wciąż żyje. Polskiego zakonnika dobija Niemiec zastrzykiem fenolu. Następnego dnia ciało trafia do krematorium.

Polski kapłan zdobył się na akt pokazujący najlepiej, jak silna może być miłość do drugiego człowieka – nawet w miejscu tak nieludzkim jak stworzony przez Niemców obóz Auschwitz. W 1971 r. zakonnik został ogłoszony błogosławionym przez papieża Pawła VI. W 1982 r. papież Jan Paweł II uznał go świętym męczennikiem. – Śmierć Maksymiliana Kolbego stała się znakiem zwycięstwa. Było to zwycięstwo odniesione nad całym systemem pogardy i nienawiści człowieka – powiedział w homilii papież Jan Paweł II.

Zdjęcia pochodzą z archiwum Niepokalanowa

Polscy bohaterowie. Sprawiedliwi w najstraszniejszych czasach

Na terenie okupowanej Polski Niemcy wprowadzili nieludzkie prawo. Nawet za najmniejszą pomoc udzieloną Żydom mordowali całe polskie rodziny. Pomimo potwornych kar tysiące Polaków ratowało swoich żydowskich sąsiadów przed zagładą.

„Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. Podżegacze i pomocnicy podlegają takiej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany” – brzmiał fragment rozporządzenia wydanego w październiku 1941 r. przez Hansa Franka, generalnego gubernatora części ziem polskich okupowanych przez Niemcy. Prawo było bezwzględne. Śmierć groziła nawet za najdrobniejsze wsparcie Żydów: przekazanie jedzenia, kupno od nich towaru, a nawet za samą wiedzę o tym, gdzie Żydzi się ukrywają.

Pomoc Żydom na terenie okupowanej Polski miała charakter zarówno indywidualny, jak i zorganizowany. W grudniu 1942 r. ukonstytuowała się Rada Pomocy Żydom „Żegota”, która we współpracy z podziemnymi strukturami polskiej władzy cywilnej starała się zapewnić Żydom lekarstwa, jedzenie, organizowała dla nich schronienie i fałszywe dokumenty.

Trudno dokładnie oszacować liczbę osób, które ratowały Żydów. Wielu historyków szacuje, że ocalenie jednego życia wymagało współpracy nawet 10 i więcej ludzi. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zapłaciło za to najwyższą cenę. Dotychczasowe badania wskazują, że za pomoc Żydom Niemcy zamordowali ok. 760 Polaków. Liczba osób, która z tego powodu trafiła do więzień i obozów koncentracyjnych, była zdecydowanie większa. Jednym z najbardziej dramatycznych i symbolicznych przykładów poświęcenia w ratowaniu osób narodowości żydowskiej jest rodzina Ulmów z małej wsi Markowa, leżącej obecnie w południowo-wschodniej Polsce. Za ukrywanie ośmiorga Żydów Niemcy zamordowali Józefa Ulmę, jego ciężarną żonę i sześcioro małych dzieci.

Bohaterstwo tysięcy Polaków, którzy ratowali Żydów przed Niemcami, potwierdzają odznaczenia Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem w Jerozolimie. Do tej pory tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – na którym widnieją znamienne słowa „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” – odznaczono ponad 6,6 tys. Polaków. To najwięcej spośród wszystkich narodowości. Żywą pamiątką ich niezwykłej postawy są dziś drzewa zasadzone w ogrodzie Instytutu Yad Vashem.

Rodzina Ulmów. Symbol polskiego bohaterstwa przeciw niemieckiemu bestialstwu

Byli kochającą się polską rodziną. On ciężko pracował, żeby zarobić na utrzymanie, ona zajmowała się domem i wychowywała dzieci. Niezwykła postawa w trakcie niemieckiej okupacji sprawiła, że Józef i Wiktoria Ulmowie stali się symbolem heroizmu i bohaterstwa. Symbolem wszystkich Polaków ratujących Żydów.

Ulmowie mieszkali we wsi Markowa w południowo-wschodniej Polsce. Józef, choć ukończył zaledwie cztery klasy szkoły powszechnej i kurs rolniczy, był człowiekiem wielu talentów. Zajmował się m.in. garbarstwem, pszczelarstwem, hodował jedwabniki i założył hodowlę drzew owocowych. Dorabiał również jako fotograf, wykonując zdjęcia do różnych dokumentów, a społecznie prowadził bibliotekę. Czas Wiktorii wypełniała opieka nad szóstką małych dzieci. Prowadzili skromne, ale spokojne i szczęśliwe życie. Zaryzykowali jego utratę, przyjmując w połowie 1942 r. pod swój dach dwie żydowskie rodziny – łącznie osiem osób. Doskonale wiedzieli, że gdy dowiedzą się o tym Niemcy, zgodnie z obowiązującym na terenie okupowanej Polski nieludzkim prawem całą rodzinę czeka śmierć.

Był chłodny wiosenny poranek 24 marca 1944 r. Pod dom rodziny Ulmów czterema furmankami podjechała ośmioosobowa grupa niemieckich żandarmów i tzw. granatowej policji (formacji złożonej z przedwojennych polskich policjantów, których do służby powołała niemiecka administracja). Granatowi policjanci zostali na zewnątrz budynku. Niemcy byli bezwzględni. Wtargnęli do domu i jeszcze podczas snu zamordowali trzy osoby. Po zabiciu wszystkich ukrywanych przez Ulmów Żydów zbrodniarze wyprowadzili przed dom Józefa i Wiktorię, która wówczas była w zaawansowanej ciąży. Zastrzelili ich bez najmniejszych skrupułów na oczach szóstki dzieci. Dla nich również nie mieli litości – 8-letnia Stanisława, 6-letnia Barbara, 5-letni Władysław, 4-letni Franciszek, 3-letni Antoni i półtoraroczna Maria wkrótce podzielili los rodziców. – Patrzcie, jak giną polskie świnie ratujące Żydów – miał krzyczeć, strzelając do nich Joseph Kokott.

Co kierowało rodziną Ulmów, że ryzykowała własne życie, by ocalić innych? Bez wątpienia można wykluczyć niskie motywy, jak chęć wzbogacenia się. W chwili śmierci przy zamordowanych rodzinach żydowskich znaleziono bowiem wiele oszczędności. Wszystko wskazuje na to, że zdecydowało po prostu współczucie dla skazanych na śmierć sąsiadów. Józef Ulma zresztą już wcześniej bezinteresownie wspierał inną żydowską rodzinę. W pobliskim lesie pomógł jej wybudować ziemiankę i regularnie donosił jedzenie. Niemcy wprawdzie odkryli schron i zamordowali cztery osoby, ale nie dowiedzieli się, kto im wtedy pomagał.

O tym, jakimi wartościami w życiu kierowała się rodzina Ulmów, świadczyć może znaleziona w ich domu Biblia. Zaznaczone zostały w niej dwa znamienne fragmenty. Pierwszy to podkreślony tytuł rozdziału „Przykazanie miłości. Miłosierny Samarytanin”. Drugim jest zdanie dotyczące chrześcijańskiej powinności: „Albowiem jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakążbyście mieli za to zapłatę?”.

W 1995 r. Józef i Wiktoria Ulmowie zostali pośmiertnie odznaczeni tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W 2010 r. prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył ich Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W Watykanie toczy się zaś proces beatyfikacyjny rodziny. W marcu 2016 r. w Markowej zostało utworzone Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów.

Zdjęcia dzięki uprzejmości Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej

Dlaczego sformułowanie „polskie obozy śmierci” krzywdzi Polaków?

Określenie „polskie obozy śmierci” zniesławia Polskę i może mieć podłoże ksenofobiczne. Takie wyrażenie sugeruje, że to Polacy byli odpowiedzialni za zbrodnie popełniane w obozach koncentracyjnych. Polska to kraj, który wycierpiał najwięcej na skutek zbrodniczej polityki Niemiec.

Jak było naprawdę? Polskie państwo nigdy nie uczestniczyło w tworzeniu obozów, nie administrowało nimi ani nie czerpało z ich istnienia żadnych korzyści. Polska podczas II wojny światowej nigdy nie współpracowała z Niemcami, od początku do końca będąc w koalicji państw antyhitlerowskich.

To Niemcy, a nie Polacy administrowali terenami, na których powstawały obozy. Miejsca te, zakładane na okupowanych przez Niemców dawnych ziemiach Polski, były zarządzane przez niemiecką formację SS, do której Polaków nigdy nie przyjmowano. Fakt, że miejsca pamięci po niemieckich obozach koncentracyjnych znajdują się na terenie dzisiejszej Polski, w żaden sposób nie usprawiedliwia używania określenia „polskie obozy”.

AuchwitzSymbol okrucieństwa niemieckiego okupanta, czyli obóz Auschwitz-Birkenau, powstał z myślą o Polakach, jako obóz koncentracyjny i miejsce wyniszczenia przez pracę. Legalne polskie władze od początku alarmowały światową opinię publiczną o tragedii dziejącej się za obozowymi drutami. Heroiczny czyn Polaka Witolda Pileckiego, który dobrowolnie dostał się do Auschwitz, aby opisać niemieckie zbrodnie, pozostał bez reakcji państw alianckich.

W zorganizowanym na wielką skalę przemyśle śmierci, jakim były niemieckie obozy, wielu Polaków odznaczyło się bezprzykładnym bohaterstwem. Przeciwstawili się złu, płacąc za to najwyższą cenę – jak św. Maksymilian Kolbe, zakonnik, który oddał życie za innego więźnia i zginął w niewyobrażalnych męczarniach.

Przypisywanie Polsce udziału w niemieckim systemie mordowania milionów ludzi poprzez używanie określenia „polskie obozy śmierci” jest mową nienawiści wymierzoną w Polaków. Szczególnie boleśnie odczuwają ją byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. W Polsce wciąż żyją ofiary niemieckich eksperymentów pseudomedycznych, członkowie zbrojnego podziemia, którzy – ryzykując życie – w konspiracji walczyli z niemieckim okupantem. Ceną za ich odwagę mogło być uwięzienie w obozie. Byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych to ludzie, którzy przeszli przez piekło na ziemi, a dziś mimo podeszłego wieku i chorób dają świadectwo swoich dramatycznych przeżyć. Obowiązkiem każdego z nas jest wiernie opowiedzieć ich historię.

Fot. Andrzej Banaś
fot. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau

Polskie państwo nigdy nie uczestniczyło w tworzeniu obozów, nie administrowało nimi ani nie czerpało z ich istnienia żadnych korzyści. Polska podczas II wojny światowej nigdy nie współpracowała z Niemcami, od początku do końca będąc w koalicji państw antyhitlerowskich.

Zapisz