Archiwum kategorii: Rozmowy

Świat zapomniał o polskich ofiarach

W wielu środowiskach przypominanie o polskich cierpieniach odbierane jest jako nietakt, wyraz braku wiedzy, efekt poddania się propagandzie polskiej.

Rozmowa z prof. Wandą Jarząbek z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, specjalizującą się m.in. w stosunkach polsko-niemieckich w XX wieku.

Polska jest Państwem, które zapłaciło największą cenę podczas II wojny światowej. Dlaczego tak szybko o tym zapomniano?

Zaraz po wojnie, nawet jeszcze w latach sześćdziesiątych XX wieku, na świecie bardzo dobrze pamiętano o polskich ofiarach, a sama Polska uchodziła za kraj, który został bardzo ciężko doświadczony przez wojnę. To zaczęło się jednak stopniowo zmieniać od końca lat sześćdziesiątych, trwało w latach siedemdziesiątych i nasiliło się w osiemdziesiątych. W tym czasie wyraźnie zmieniła się polityka historyczna Izraela, który przestał traktować ofiary Holocaustu jako osoby, które godziły się na śmierć i nie podjęły walki, ale zaczął głośno mówić o tym, jak wiele wycierpiały, zaczęto też doceniać bohaterów zrywów, np. powstania w getcie warszawskim. Powstało na ten temat wiele filmów dokumentalnych i fabularnych, a kwestia Holocaustu trafiła do wszystkich podręczników. Również w Niemczech mieliśmy wówczas do czynienia z wyraźną zmianą patrzenia na przeszłość. Do polityki, mediów, szkół i na uniwersytety wkroczyło pokolenie urodzone już po wojnie, które coraz częściej mówiło o tym, że krzywd doznali też Niemcy. Wiele mówiono o niemieckich ofiarach reżimu narodowo-socjalistycznego, a także o Niemcach – ofiarach polityki aliantów.  Od lat pięćdziesiątych zbierano w RFN wspomnienia osób, które musiały opuścić byłe niemieckie ziemie na Wschodzie na skutek ewakuacji, ucieczek przed Armią Czerwoną, przesiedleń – czy to dzikich, czy na mocy decyzji podjętych przez zwycięskie państwa. Utarł się jeden termin „wypędzenia”, silnie nacechowany emocjonalnie. Nie przypominano powszechnie, że wysiedlenia były decyzją Wielkiej Czwórki, z której trzy państwa stały się po wojnie sojusznikami RFN. Z czasem zaczęto też coraz więcej mówić o cywilach, przypadkowych ofiarach bombardowań i nalotów dywanowych.

Tymczasem w Polsce, w czasie, gdy rządziła władza komunistyczna,  o wojnie często mówiono w sposób znacznie zideologizowany. Ze względu na realia zimnej wojny i przynależność PRL do bloku wschodniego, badania prowadzone w Polsce nie wchodziły do normalnego obiegu naukowego.  Polska produkcja filmowa i literatura w niewielkim stopniu zaistniały w obiegu światowym. W latach dziewięćdziesiątych badania skupiły się na tematach wcześniej zakazanych, tzn. losach Polaków na Wschodzie. Nie zauważono tego, że Polacy są powoli przesuwani z pozycji ofiar III Rzeszy na pozycje obserwatorów, a nawet współsprawców i osób, które skorzystały materialnie na krzywdach innych – ofiarach Holokaustu i wysiedleń. Tak więc podczas gdy my milczeliśmy, ludzie na Zachodzie w szkołach,  z filmów i mediów otrzymywali już zupełnie inną wiedzę o przeszłości..

Jak w tej chwili na świecie postrzegana jest rola Polski podczas II wojny światowej?

Na Zachodzie często istnieje przekonanie, że Polacy bardzo chcą być traktowani jako ofiary, a przecież wedle powszechnej wiedzy, byli też, w poczuciu wielu osób, głównie sprawcami. W wielu środowiskach przypominanie o polskich cierpieniach odbierane jest jako nietakt, wyraz braku wiedzy, efekt poddania się propagandzie polskiej. Polska dla wielu osób nie jest już bowiem pierwszą ofiarą wojny, tylko krajem, który w jakiś sposób współuczestniczył w zbrodniczej polityce Niemców. Uczyniono z nas naród, który właściwie się przed Niemcami niemal nie bronił i np. podzielał przekonania ideologiczne III Rzeszy: antysemityzm, a także niechęć do demokracji parlamentarnej. W wielu podręcznikach Józef Piłsudski jest wymieniany wyłącznie jako jeden z przywódców autorytarnych czy dyktator (obok Hitlera, Mussoliniego). Mówi się zaś o polskim faszyzmie, do czego przyczynili się też komuniści, określający tym mianem swoich przeciwników politycznych. W zachodniej świadomości Polacy jako współpracownicy Niemiec często wyparli nacje, które rzeczywiście kolaborowały w sposób zorganizowany z Niemcami,  jak  np. Łotysze i Ukraińcy.

Dlaczego ten obraz Polski tak bardzo rozminął się z faktami?

W krajach zachodnich edukacja szkolna niemal nie uwzględnia Polski, a wyobrażenia na temat wojny często oparte są nie na realnej wiedzy, ale na informacjach czerpanych z kultury masowej. A w niej pojawia się wiele różnych mitów na temat naszego kraju. Także w filmach dokumentalnych, jak w słynnym filmie „Shoah”, w którym Polacy pokazani byli jako osoby, które korzystały na zagładzie Żydów, bo np. zamieszkiwali w ich domach.

Ponadto tzw. rywalizacja cierpienia została przeniesiona na zupełnie inny poziom rozważań. Często nie mówi się o twardych faktach, ale o różnych narracjach, zajmuje wspomnieniami cywilów. Narracje ofiar są właściwie traktowane tak samo, gdyż ludzie podobnie odbierają cierpienia  – niezależnie od tego, czy pochodzą z narodu, który wydał z siebie zbrodniarzy wojennych, czy z narodu, który był ofiarą agresji.

Dlatego coraz trudniej jest się przebić na świecie z naszą opowieścią o drugiej wojnie światowej.

Zmiana  wypaczonego, przeważnie negatywnego obrazu Polski jest oczywiście możliwa, ale wymaga ciężkiej i systematycznej pracy. Tymczasem trzeba powiedzieć, że wciąż niewiele robimy. Nawet na poziomie akademickim wiele przekłamań nie jest prostowanych. Na Zachodzie wciąż ukazują się książki i prace o Polakach, które w sposób uproszczony pokazują postawy Polaków w czasie wojny. Nie przypominam sobie natomiast, aby ukazały się recenzje polskich autorów odnoszące się do tych prac. W dodatku trudno się oprzeć wrażeniu, że nauczanie historii w polskich szkołach zaczęło się pod względem zawartych w nim informacji nierzadko upodabniać do priorytetów dominujących w  podręcznikach zachodnich.

Oddajemy głos ofiarom

Naszym głównym projektem są „Zapisy terroru”, dzięki którym chcielibyśmy stworzyć największą w Europie bazę relacji i zeznań świadków historii. Ofiarom i ich rodzinom chcemy dać możliwość przemówienia własnym głosem, własnym świadectwem.

Rozmowa z Anną Gutkowską, p.o. dyrektora Ośrodka Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego

W jakim celu został powołany Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego?

Ośrodek ma służyć interdyscyplinarnej refleksji nad polskim doświadczeniem konfrontacji z dwoma totalitaryzmami w XX wieku. Został powołany aby popularyzować wiedzę o tragicznych losach Polski i skutecznie włączać polskie doświadczenie w pamięć świata. Chcemy budować pomosty między nauką a kulturą, inicjować i wspierać projekty upowszechniające zjawiska w kulturze i sztuce nawiązujące do historii i doświadczeń XX wieku. Działalność naukowo-badawcza Ośrodka skupia się przede wszystkim na dokumentowaniu zbrodni totalitarnych, tłumaczeniu dokumentów na angielski, czyli „współczesną łacinę” – i udostępnianiu tekstów źródłowych szerokiej publiczności, w tym także opiniotwórczym środowiskom w kraju i zagranicą.

Jakie projekty w tej chwili realizuje Ośrodek?

Naszym głównym projektem są „Zapisy terroru”, dzięki którym chcielibyśmy stworzyć największą w Europie bazę relacji i zeznań świadków historii. Ofiarom i ich rodzinom chcemy dać możliwość przemówienia własnym głosem, własnym świadectwem. Bierzemy na siebie trudne zadanie, aby dotrzeć z naszymi relacjami do najważniejszych ośrodków akademickich w Polsce i na świecie, do znaczących bibliotek, ale też mediów. To istotne zadanie – chcemy, aby stały się źródłem dla badaczy z całego świata. Źródłem, obok którego nie sposób przejść obojętnie – i to zarówno ze względów moralnych, jak i metodologicznych – będzie to zbiór, który w przyszłości autorzy powinni brać pod uwagę, rzetelnie prowadząc kwerendy pod badania lub publikacje, także popularne. Na stronie zapisyterroru.pl dostępnych jest już ponad 800 świadectw, prawie połowa z nich już została przetłumaczona na język angielski. Od nowego roku dostępny będzie angielski interfejs portalu z wieloma funkcjonalnościami.

Organizujemy konferencje, także międzynarodowe – tak było w listopadzie, kiedy dedykowaliśmy spotkanie w gronie uznanych prawników problemowi kwalifikacji prawnej zbrodni przeciw ludzkości w Polsce pod okupacją niemiecką. Przybliżyliśmy ten problem na przykładzie Rzezi Woli w 1944 roku – jednej z najstraszliwszych masakr ludności cywilnej w czasie II wojny światowej. Ważną częścią naszej pracy jest wspomniana już działalność kulturalna i edukacyjna. Filmem „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego rozpoczęliśmy cykl „Obrazy historii” – będą to pokazy filmów poruszających ważne momenty w naszej historii. Prócz projekcji jest jednak i miejsce na  debatę z plejadą twórców, historyków, ale też udziałem publiczności. Przybyło blisko pół tysiąca osób, sala kinowa była pełna – cieszę się, że znajdujemy rezonans wśród wielu pokoleń Polaków.

Jak Pani Dyrektor postrzega rolę Ośrodka w upamiętnianiu niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej? Czy miejsca, w których kiedyś funkcjonowały niemieckie obozy, mogą też pełnić taką funkcję?

Tereny byłych obozów to symboliczne miejsca będące najczęściej także grobami i wstrząsającymi pomnikami tysięcy ofiar niemieckiej III Rzeszy. To jednak także materialny ślad i dowód ludobójstwa i zbrodni przeciw ludzkości, przeciwko wszystkim zdobyczom humanizmu i kultury zachodniej. Większość z nich funkcjonuje dziś jako muzea, miejsca pamięci męczeństwa ofiar, ale i upadku moralnego katów. Te miejsca to przestroga – sygnał ostrzegawczy dla następnych pokoleń.

Ośrodek Badań nad Totalitaryzmami podejmuje ważne i odpowiedzialne zagadnienia związane z kwestiami pamięci, to jedno z naszych zadań. Przybliżamy skomplikowane i tragiczne doświadczenia XX wieku, głosy ofiar, ich rodzin i bliskich. Mamy jednocześnie nadzieję, że zebrane przez nas świadectwa wybrzmią wreszcie poza granicami Polski, włączone w pamięć świata. I nie jest to patos – najwyższa pora, by dzięki tłumaczeniom na język angielski zostały zauważone, chciałoby się powiedzieć „usłyszane”, przez społeczność międzynarodową.  Temu służyć będzie strona chroniclesofterror.pl.

Kto był inicjatorem powołania Ośrodka?

Utworzenie naszego Ośrodka to zwieńczenie działań jego pomysłodawczyni prof. Magdaleny Gawin, podsekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W uroczystości inaugurującej projekt „Zapisów Terroru” wzięła udział m.in. rodzina rotmistrza Witolda Pileckiego, patrona Ośrodka – córka Zofia Pilecka-Optułowicz, syn Andrzej Pilecki oraz siostrzeniec – prof. Edward Radwański z żoną. Witold Pilecki to bohater polskiego podziemia, człowiek wielu przymiotów, niezwykłej odwagi – symbol solidarności z ofiarami i tragicznej walki jednostki z dwoma totalitaryzmami: nazistowskim i komunistycznym.

To pod Jego imieniem Ośrodek podejmuje niełatwą misję przybliżania i promowania na wszystkich zamieszkanych kontynentach twardych faktów na temat XX wieku – „wieku totalitaryzmów”. Pokazujemy piętno, jakie odcisnął na zniewolonej Polsce i jej mieszkańcach, zwłaszcza cywilnych ofiarach niemieckiego i sowieckiego reżimu. Najwyższa pora by nas usłyszano.

Musimy domagać się prawdy o niemieckich obozach koncentracyjnych

Kultywowanie pamięci o polskich bohaterach jest, obok relacji świadków historii, niezwykle skuteczną metodą utrwalania prawdy historycznej. Powinniśmy jak najczęściej przywoływać niezwykłe postaci, których w polskiej historii, również tej z okresu II wojny światowej, nie brakuje.

Rozmowa z wiceministrem spraw zagranicznych Janem Dziedziczakiem

Kilka miesięcy temu wręczył Pan Minister odznakę honorową Bene Merito byłemu więźniowi Auschwitz, jednemu z bohaterów projektu „Jak było naprawdę? Niemieckie obozy, polscy bohaterowie”. Karol Tendera walczy z kłamstwem o „polskich obozach koncentracyjnych”. Czy Pańskim zdaniem apel byłych więźniów o rzetelne opisywanie historii może skutecznie wpłynąć na przedstawicieli zachodniej opinii publicznej?

Karol Tendera jest jednym z nielicznych pozostających przy życiu świadków historii, którzy mogą przekazać prawdę o tym, co zdarzyło się w obozach koncentracyjnych. Wartości apeli byłych więźniów, świadków historii, nie sposób przecenić. Przekazują oni prawdę o okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej i kształtują wizerunek kraju za granicą. Naszym obowiązkiem jest korzystanie ze wspomnień uczestników tych dramatycznych wydarzeń. Wartością ich relacji jest autentyczność. Niosą ze sobą bardzo często ogromny ładunek emocjonalny, przemawiają do ludzi mocniej niż nawet najlepsze opracowania naukowe. Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że nie musimy ubarwiać historii – musimy tylko domagać się prawdy. W tym celu MSZ proponuje używanie w polskim obiegu prasowym i internetowym sformułowania „wadliwe kody pamięci”. Chodzi o to, by nie powielać fałszywych określeń. Czynimy starania, by w zbiorowej świadomości funkcjonował termin „niemieckie obozy koncentracyjne”.

Czy według Pana Ministra powtarzające się przypadki używania sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” świadczą o tym, że na świecie nie wie się lub zapomina, kto był sprawcą, a kto ofiarą zbrodni dokonywanych w obozach?

Mam nadzieję, że wiele z przypadków użycia tych sformułowań wynika z ignorancji, a nie złej woli. Chcemy nie tylko reagować na nie, ale również uwrażliwiać, by podobne sytuacje zdarzały się jak najrzadziej, a z czasem – nie miały już w ogóle miejsca. Najczęściej pojawiającym się usprawiedliwieniem użycia tego typu określeń jest stwierdzenie, że wynika ono lokalizacji niemieckiego obozu koncentracyjnego na terenie okupowanej Polski. Dla nas jest to argument nie do przyjęcia. Niemieckie obozy koncentracyjne znajdowały się na terenach wielu krajów europejskich, tym bardziej istotne jest unikanie fałszowania historii wyłącznie wobec Polski. Skuteczne przekazywanie opinii publicznej za granicą rzetelnych informacji o polskiej historii współczesnej jest wielkim wyzwaniem dla polskich władz, instytucji historycznych i obywateli.

Jak wytłumaczyć zagranicznym dziennikarzom, że określenie niemieckich obozów mianem „polskich” zakłamuje historię? Czy projekty, które skupiają się na edukacji i przekazywaniu prawdy historycznej – takie jak inicjatywa Instytutu Łukasiewicza – mogą przyczynić się do wzrostu wiedzy?

Konieczne jest utrwalanie poprawnych zwrotów dotyczących niemieckich obozów koncentracyjnych/zagłady, m.in. przez polskich dziennikarzy. Brak wspólnego, obiektywnego spojrzenia na historię powoduje, iż opinia publiczna, w tym dziennikarze w wielu krajach nie mają wiedzy lub opacznie pojmują wiele zagadnień ważnych dla Polski, np. pakt Ribbentrop-Mołotow, agresję hitlerowskich Niemiec i ZSRS na Polskę w 1939, okres okupacji ziem polskich, w tym stosunki polsko-żydowskie w czasie wojny i wpływ niemieckich obozów nie tylko na życie więźniów, ale całego społeczeństwa. Naszą rolą jest docieranie z prawdą historyczną do jak najszerszego grona odbiorców i utrwalanie jej zwłaszcza poza granicami kraju. MSZ – we współpracy z wieloma instytucjami w kraju – kontynuuje szeroką działalność edukacyjną dotyczącą tego zagadnienia. Współpracujemy m. in. z Instytutem Pamięci Narodowej i Fundacją Reduta Dobrego Imienia. Przykładem takiej działalności jest organizacja w Polsce wizyt studyjnych dla przedstawicieli zagranicznych środowisk opiniotwórczych – naukowców zajmujących się historią Polski, regionu czy II wojny światowej oraz dziennikarzy. Spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność przekazywania wiedzy kolejnym pokoleniom oraz kultywowania pamięci o tragedii II wojny światowej.

Czy uważa Pan Minister, że naszym obowiązkiem jest mówienie o bohaterstwie Polaków w tym okresie? Czy przypominanie takich postaci jak rodzina Ulmów, św. Maksymilian Kolbe czy rotmistrz Pileckim może skutecznie budować prawdę o polskiej historii?

Kultywowanie pamięci o polskich bohaterach jest, obok relacji świadków historii, niezwykle skuteczną metodą utrwalania prawdy historycznej. Powinniśmy jak najczęściej przywoływać niezwykłe postaci, których w polskiej historii, również tej z okresu II wojny światowej, nie brakuje. Bohaterskie postawy zwykłych ludzi wpływają na pozytywny wizerunek wszystkich Polaków. Powinniśmy dążyć do tego, aby przez pamięć o rodzinie Ulmów, św. Maksymilianie Kolbe i wielu innych, pokazywać Polskę jako kraj ludzi stawiających wartości i honor ponad własne życie, gotowych narazić się na śmierć, jeśli jest nadzieja na uratowanie chociaż jednego istnienia. Mamy wiele wybitnych postaci, których postawy przekazują uniwersalne wartości, które są wzorem do naśladowania dla współczesnej młodzieży, i na których warto opierać budowanie polskiej prawdy historycznej.

Czy widzi Pan Minister potrzebę, by polscy liderzy opinii zwracali się nie tylko do obcokrajowców, lecz również do naszych obywateli, z przekazem, że państwo polskie zawsze będzie ostro interweniować wobec sformułowań o „polskich obozach śmierci”? Jakie mogą wypływać z tego korzyści?

Oczywiście konieczne jest, aby fałszywe określenia nie były powielane przez Polaków. Szkodliwe jest utrwalanie „wadliwych kodów pamięci” poprzez wielokrotne używanie ich w wywiadach, czy publikacjach, mających docelowo przeciwdziałać tego typu sformułowaniom. Podstawową korzyścią jest promowanie prawdy historycznej i wiarygodność Polski wśród zagranicznej opinii publicznej. Dopóki sami będziemy posługiwać się nieprawdziwymi określeniami, przeciwdziałanie im w zagranicznych mediach będzie utrudnione.

Czy Pańskim zdaniem wśród polskiej opinii publicznej istnieje konsensus co do potrzeby zwalczania przekłamań historycznych? Niektóre środowiska uważają, że reakcje są nadmierne i wynikają z naszych kompleksów, przewrażliwienia.

Pozytywny wizerunek Polski i walka o prawdę historyczną powinny być wspólnym celem wszystkich środowisk. Reakcje na kłamstwa nie mogą być uważane za wyraz kompleksów. Dążenie do prawdy jest obowiązkiem każdego człowieka, a prawdą jest, że na terenie okupowanej Polski funkcjonowały niemieckie obozy koncentracyjne. Pamiętajmy też, że historia wpływa na aktualną opinię o Polsce. Jest to zatem działanie budujące pozycję Polski dziś i jutro.

Jaka może być rola Polonii w przeciwdziałaniu kłamstwom historycznym na temat Polski i Polaków?

Rola Polaków za granicą jest być może nawet większa niż rola Polaków w kraju. To właśnie organizacje polonijne jako pierwsze zasygnalizowały problem. To one zaczęły uświadamiać Polakom, że za używaniem fałszywych określeń kryje się poważne zagrożenie. Polonia w Kanadzie tłumnie protestowała w latach 80. przed siedzibą dziennika „Toronto Star”, który używał błędnych sformułowań. Dzięki temu, że Polacy za granicą mają bezpośredni dostęp do zagranicznych mediów i opinii publicznej, mogą szybko reagować na kłamstwa historyczne, również przez zgłaszanie ich odpowiednim instytucjom w Polsce. To oczywiste, że na barkach Polonii spoczywa znaczna odpowiedzialność za kreowanie wizerunku Polski, tak więc niezwykle ważne jest również, aby środowiska polonijne głośno mówiły o polskich bohaterach, stosunkach polsko-żydowskich i troszczyły się o stosowanie prawdziwych zwrotów dotyczących niemieckich obozów koncentracyjnych.

„Polskie obozy” to język nienawiści

Walkę o dobre imię Polski traktuję po prostu jako jeden z elementów walki o bezpieczeństwo kraju, jeden z elementów utrwalania niepodległości Polski.

Rozmowa z Maciejem Świrskim, prezesem Fundacji Reduta Dobrego Imienia – Polska Liga Przeciw Zniesławieniom, organizacji pozarządowej zajmującej się m.in. obroną dobrego imienia Polski

Jakie są główne cele Reduty Dobrego Imienia?

Przede wszystkim dążymy do tego, żeby zmienić dzisiejsze poniżające postrzeganie Polaków przez różnego rodzaju media i społeczeństwa. Chcemy, aby Polacy cieszyli się należnym szacunkiem. Tu należy przywołać dobre wzory – np. Anti-Defamation League, która dba o właściwe postrzeganie Żydów w opinii społecznej.

Drugim celem jest zwalczanie fałszerstw dotyczących Polski. I chodzi tu nie tylko o historię. Polska znajduje się obecnie pod gigantycznym atakiem agresywnej propagandy. Dlatego oprócz śledzenia sprawców zniesławień, używających określeń typu „polskie obozy koncentracyjne”, informujemy również o rzeczywistej sytuacji w naszym kraju. Mamy przygotowane pakiety informacyjne w kilku wersjach językowych, np. o przyczynach konfliktu o Trybunał Konstytucyjny czy reformach, które są w Polsce przeprowadzane. Treści te wysyłamy m.in. do europarlamentarzystów i zagranicznych mediów.

Dążymy również do wzmocnienia tożsamości narodowej i zwalczenia tak zwanej pedagogiki wstydu, która stała się niestety stałym elementem antypolskiej propagandy i służy poniżaniu Polski na arenie międzynarodowej oraz uniemożliwianiu nam obrony. Dlatego Reduta stara się nieustannie budować wśród Polaków poczucie dumy narodowej, m.in. poprzez organizację wystaw, koncertów, gier miejskich oraz wydawanie różnego rodzaju publikacji.

W tej chwili intensywnie pracujemy nad rozbudową Działu Dokumentacji i Analiz Reduty Dobrego Imienia. Nasi specjaliści od analizy i wyszukiwania informacji zostali wzmocnieni półautomatycznym systemem wykrywania zniesławień na temat Polski w internecie. Rozbudowujemy ten dział, żeby wiedzieć, jakiego rodzaju kłamstwa na temat Polski się pojawiają i kto je produkuje. Musimy zdawać sobie sprawę, że „polskie obozy” i inne tego typu sformułowania są po prostu dezinformacją. A dezinformacja jest jednym z oręży współczesnej wojny informacyjnej.

Walkę o dobre imię Polski traktuję po prostu jako jeden z elementów walki o bezpieczeństwo kraju, jeden z elementów utrwalania niepodległości Polski.

Jakie dotychczasowe sukcesy Reduty Dobrego Imienia zaliczyłby pan do najważniejszych?

Poza uzyskaniem licznych sprostowań w tekstach szkalujących Polskę jednym z najważniejszych sukcesów jest doprowadzenie do procesu twórców rasistowskiego i zniesławiającego Polaków filmu Nasze matki, nasi ojcowie. Współpracującym z nami prawnikom, przede wszystkim mec. Monice Brzozowskiej i mec. Lechowi Obarze, udało się wypracować doktrynę prawną uznawaną przez polskie sądy. Doktrynę, dzięki której każda osoba, która uzna, że dobro narodu zostało naruszone, może pozwać sprawcę.

Sukcesem było także zablokowanie emisji filmu Ida na pokładach samolotów British Airways. Dzięki powszechnej mobilizacji społecznej udało się także wprowadzić do czołówki filmowej wyjaśnienie opisujące prawdziwą rolę Polaków podczas drugiej wojny światowej.

W jaki sposób powinniśmy mówić o kłamstwach dotyczących historii Polski? Czy pana zdaniem termin „wadliwe kody pamięci” dobrze oddaje istotę sprawy?

Termin „wadliwe kody pamięci” został ukuty jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej i całkowicie zaburza ostrość widzenia oraz rozmywa odpowiedzialność. Trzeba mówić jasno, że to są kłamstwa i oszczerstwa, a nie jakieś „wadliwe kody pamięci”. Do świata zachodniego trzeba mówić językiem politycznej poprawności. A więc jasno komunikować, że sformułowanie „polskie obozy” jest niczym innym jak rasistowskim językiem nienawiści skierowanym przeciwko narodowi polskiemu z wykorzystaniem kłamstwa oświęcimskiego (ang. holocaust denial) w celu dyskryminacji Polaków na arenie międzynarodowej. Język politycznej poprawności jest niestety w tej chwili jedynym zrozumiałym językiem w świecie zachodnich mediów. Odwoływanie się do kwestii wartości, polskiej godności nie skutkuje. Dotykamy tu szerszego problemu, z jakim borykają się Ameryka i Zachód – braku punktu odniesienia do prawdy, czego świadectwem jest używanie terminu „polskie obozy” .

Musimy stworzyć system odkłamywania historii

Profesor Andrzej Nowak
fot. Krzysztof Sitowski

Trzeba próbować wejść na rynek narracji historycznych z prawdziwą opowieścią o tym, jak było w czasach II wojny światowej. Przypomnieć bohaterstwo Polski, niezwykle odważną decyzję przeciwstawienia się totalitaryzmowi niemieckiemu i wspierającemu go totalitaryzmowi sowieckiemu

Rozmowa z prof. Andrzejem Nowakiem, kierownikiem Zakładu Historii Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dlaczego w zagranicznych mediach wciąż tak często pada określenie „polskie obozy zagłady”?

Są tego trzy główne powody. Pierwszym z nich jest ignorancja społeczeństw Zachodu, które nie interesują się historią naszego regionu. Na ignorancję nie ma co się obrażać. Trzeba starać się wypełniać luki różnego rodzaju działaniami edukacyjnymi. Najskuteczniej robi to po prostu kultura masowa.

Drugi powód to arogancja. Poczucie wyższości części elit Zachodu, przekonanych, że na Wschodzie mieszkają ludzie gorszego rodzaju, barbarzyńcy. Wśród tych elit panuje powszechne przekonanie, że gdyby Niemcy założyli swoje obozy na terenie Anglii czy w Stanach Zjednoczonych, to wszyscy Anglicy i Amerykanie z narażeniem życia broniliby swoich sąsiadów. A dzicz wschodnioeuropejska najchętniej ich wydawała. Takie przekonania to w istocie forma rasizmu, z którą trzeba walczyć.

Jest w końcu trzeci powód. Powód, przez który najtrudniej walczyć z określeniem „polskie obozy”. Chodzi tu bowiem nie o stereotypy i brak wiedzy, ale o realne interesy, które można odczytać na kilku poziomach.

Jakich?

Pierwszy poziom to interes finansowy. Państwo niemieckie w ramach ugody z ofiarami Holocaustu wypłaciło gigantyczne odszkodowania i zapobiegliwie zamknęło drogę dalszym roszczeniom. Niezaspokojona chęć zysku sprawia jednak, że wiele osób podszywających się pod ofiary wysuwa roszczenia w stosunku do innych narodów i społeczeństw. Niestety ten atak skoncentrowany został na Polsce, choć w przeciwieństwie do Litwy czy Ukrainy u nas nie było żadnej zorganizowanej formy współpracy z niemieckimi ludobójcami.

Drugi poziom to interes niemiecki. Nie finansowy, ale raczej moralny. Chodzi o odciążenie pamięci o ludobójczej odpowiedzialności Niemiec. Podzielenie się tą odpowiedzialnością z innymi narodami. To jest bardzo ważny cel świadomie prowadzonej przez Niemcy polityki historycznej. Z tym wiąże się konkretny interes polityczny: odnowienie niemieckiej dominacji w Europie, wyjście z długiego cienia II wojny światowej. Narracja jest tu następująca: być może Niemcy coś zainicjowali, ale bez Polaków niczego by nie zrobili.

W końcu jest też trzeci interesariusz. Jest nim imperialna polityka rosyjska, a wcześniej sowiecka. Zaraz po wojnie Moskwie mocno zależało na pokazaniu światu, że Polakom i innym wschodnim narodom nie warto współczuć i że nie zasługują na nic innego niż panowanie ZSRS. Dziś ta polityka jest kontynuowana. Widzimy to choćby po sprawie Jedwabnego. Sprawa niewątpliwie smutna i warta naszej pamięci, ale została rozdmuchana propagandowo, żeby służyć interesom rosyjskim. Nic dziwnego, że najwięcej przedruków na temat Jedwabnego było w rosyjskiej prasie. Sens jest łatwy do odczytania: widzicie, Polacy to ludobójcy i antysemici, a upominają się u nas o Katyń czy inne moralne winy Rosji.

 

W jaki sposób możemy z tym skutecznie walczyć?

Trzeba próbować wejść na rynek narracji historycznych z prawdziwą opowieścią o tym, jak było w czasach II wojny światowej. Przypomnieć bohaterstwo Polski, niezwykle odważną decyzję przeciwstawienia się totalitaryzmowi niemieckiemu i wspierającemu go totalitaryzmowi sowieckiemu. Trzeba to zrobić za pomocą mediów, kultury masowej, wciągając w to jak najwięcej partnerów międzynarodowych – czy to takich, którzy pomogą nam dla zysku, czy z powodów ideowych. Przecież na świecie mamy wielu przyjaciół. Trzeba skorzystać z ich talentów. Stworzyć zorganizowany system odkłamywania historii XX wieku, a zwłaszcza II wojny światowej. W ostatnich 27 latach nasza polityka historyczna była słaba, reaktywna. Kiedy pojawiał się jakiś problem, dopiero wtedy próbowaliśmy odpowiadać. Oczywiście trzeba odpowiadać na kłamstwa, ale ograniczenie się wyłącznie do tego jest nieskuteczne.

Obecny rząd deklaruje, że polityka historyczna jest jednym z jego priorytetów. Dostrzega pan szanse na skuteczniejsze działania w walce z historycznymi kłamstwami na nasz temat?

To tak naprawdę będzie można ocenić dopiero za kilka lat. Pierwsze 10 miesięcy to jeszcze zbyt krótki okres. Ale pewne deklaracje już nabierają realnego kształtu. Chociażby w budżecie Ministerstwa Kultury jest więcej pieniędzy na filmy historyczne. Byłbym bardzo zadowolony, gdyby powstał film z prawdziwie hollywoodzkim rozmachem o rotmistrzu Pileckim, postaci budzącej realny podziw swoimi dokonaniami.

Nadeszła zmiana

fot. IPN

Przez wiele lat nie potrafiliśmy opowiadać o naszej niezwykłej historii. O fenomenie, jakim było Polskie Państwo Podziemne, o bohaterskich żołnierzach Armii Krajowej, o tym, że nigdy nie mieliśmy kolaboracyjnego rządu.

Rozmowa z dr. Jarosławem Szarkiem, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej

Przeciwdziałanie rozpowszechnianiu kłamstwa historycznego jest jednym z najważniejszych zadań IPN. Jak Instytut  pod Pana kierownictwem będzie wypełniał to zadanie ?

W Instytucie Pamięci Narodowej pracuje ponad 2,2 tys. osób, a wśród nich wielu znakomitych naukowców. Ten ogromny potencjał zamierzamy wykorzystać przede wszystkim do prowadzenia długofalowych działań edukacyjnych, popularyzujących najnowszą historię Polski. Chcemy upowszechniać prawdziwe dzieje naszego kraju na całym świecie. Pamiętajmy jednak, że skuteczni za granicą możemy być tylko wtedy, kiedy tę historię najpierw dobrze opowiemy samym sobie.

W jaki sposób Instytut chce ją opowiadać?

Przede wszystkim zrywając z pedagogiką wstydu, która przez wiele lat była pielęgnowana. Tożsamość narodową buduje się na pozytywnym przekazie. Podkreślone jest to m.in. w  preambule do naszej Konstytucji, która mówi, że musimy przekazać kolejnym pokoleniom wszystko, co cenne.

Okres po przemianach ustrojowych, od lat 90. ubiegłego wieku,  był w dużej mierze czasem ucieczki od historii i pokazywaniem głównie jej najciemniejszych kart. Hasła typu „Wybierzmy przyszłość” były na tyle nośne, że nimi wygrywało się wybory. Dominował przekaz, że polskość jest ciężarem i musimy stać się Europejczykami. Jedną z konsekwencji takiego podejścia jest właśnie upowszechnienie się na świecie określenia „polskie obozy koncentracyjne”. Gdybyśmy od razu mocno przeciwko temu zaprotestowali, nikt dziś nie mówiłby, że niemieckie obozy, niemieckie fabryki śmierci były polskie.

Przez wiele lat nie potrafiliśmy opowiadać o naszej niezwykłej historii. O fenomenie, jakim było Polskie Państwo Podziemne, o bohaterskich żołnierzach Armii Krajowej, o tym, że nigdy nie mieliśmy kolaboracyjnego rządu. Do tej pory nie stworzyliśmy w Polsce filmu o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, który przez zachodnich historyków uznawany jest za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi drugiej wojny światowej.

Kiedy zaczniemy nadrabiać te zaległości?

To już się dzieje. Głównie dzięki młodemu pokoleniu, które mocno upomniało się o polską historię. To młodzi z dumą noszą barwy biało-czerwone i koszulki z symbolami patriotycznymi. Za ich sprawą patriotyzm staje się coraz powszechniejszy.

Zmianę świadomości i podejścia do historii widać też na wielu innych płaszczyznach. Przykładem są choćby placówki dyplomatyczne. Jeszcze do niedawna środowiska polonijne nie zawsze otrzymywały od nich należyte wsparcie, kiedy protestowały przeciwko „polskim obozom”. W ostatnim czasie jest zdecydowanie lepiej. Innym przykładem jest Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Początkowo miało ono opowiadać uniwersalną historię drugiej wojny światowej. Dziś dostrzeżono już  konieczność, żeby muzeum przedstawiało historię z polskiej perspektywy.

Obcokrajowcy są zaskoczeni odwagą Polaków

fot. IPN

Im więcej edukacji o realiach II wojny światowej będzie za granicą, tym mniej pojawi się przekłamań i krzywdzących Polskę określeń, jak „polskie obozy”.

Rozmowa z dr. Mateuszem Szpytmą, zastępcą prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, współtwórcą Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas drugiej wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej

Rodzina Ulmów, która została zamordowana za próbę pomocy Żydom, stała się symbolem niezwykłej odwagi i poświęcenia. Taka postawa nie była jednak wyjątkiem w okupowanej Polsce.

Rzeczywiście – rodzin, które pomagały Żydom w czasie II wojny światowej, było zdecydowanie więcej. Za podejmowanie takich działań Niemcy zamordowali przecież ok. tysiąca Polaków. Rodzina Ulmów stała się jednak symbolem, ponieważ wyjątkowo dużo wiemy o ich życiu i dramatycznych okolicznościach śmierci. Na ten temat zachowało się wiele pamiątek i relacji. Poza tym Ulmowie to byli naprawdę wspaniali ludzie.

Czy da się określić, ilu Polaków zaangażowało się w pomoc Żydom w okupowanej Polsce?

Niestety wciąż nie przeprowadziliśmy badań, które dałyby jasną odpowiedź na to pytanie. Szacuje się jednak, że podczas wojny Polacy uratowali od 40 do nawet 100 tys. Żydów. A żeby ocalić jedno życie, trzeba było współpracy ok. 10 osób. Ostrożnie można więc przyjąć, że w tę pomoc zaangażowanych było przynajmniej 400 tys. Polaków. To była naprawdę duża liczba, biorąc pod uwagę fakt, że za nawet najmniejsze wsparcie udzielone osobom narodowości żydowskiej groziła kara śmierci dla całej rodziny.

Jaka jest wiedza na ten temat na świecie?

Za granicą ta sprawa jest niestety praktycznie nieznana. Obcokrajowcy, którzy przyjeżdżają do Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów, najczęściej są zaskoczeni tym, jak wielu Polaków stać było na tak niezwykłą odwagę. Tym bardziej że wciąż żywy jest stereotyp Polski jako kraju antysemickiego.

Jak możemy z nim skutecznie walczyć?

Przede wszystkim musimy dokładnie zbadać kwestię pomocy Żydom, a potem mocno zająć się jej upowszechnianiem. Można to robić m.in. za pomocą wystaw w muzeach. Nie mam jednak wątpliwości, że powinny powstawać na ten temat również ekranizacje. Każdy przykład ratowania Żydów jest tak niezwykły, że aż sam prosi się o nakręcenie filmu.

Musimy też zdecydowanie reagować na każdą próbę zakłamywania historii. Im więcej edukacji o realiach II wojny światowej będzie za granicą, tym mniej pojawi się przekłamań i krzywdzących Polskę określeń, jak „polskie obozy”.

Zobaczcie, jacy naprawdę byliśmy

Mamy dużo sygnałów, że dyplomacja mocniej niż kiedykolwiek angażuje się w przeciwdziałanie różnego rodzaju antypolskim wypowiedziom czy skrótom myślowym szkodzącym Polsce

Rozmowa z prof. Janem Żarynem, senatorem RP i historykiem specjalizującym się w najnowszej historii Polski

Co powinniśmy robić, żeby Polska z czasów drugiej wojny światowej kojarzyła się światu z bohaterską walką, a nie z obozami koncentracyjnymi?

Na pewno najskuteczniejszy w kształtowaniu wizerunku historycznego jest pozytywny przekaz. Nie narodu obrażonego na powtarzające się kłamstwa, ale pokazującego z dumą: „Zobaczcie, jacy naprawdę byliśmy!”. Przykładem takiego przekazu jest Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas drugiej wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. Na świecie wciąż żywy jest kłamliwy stereotyp, że katolicyzm był światopoglądem sprzyjającym akceptowaniu Holocaustu. To obrzydliwe kłamstwo, które tak krzywdzi Polaków i Kościół, że aż nóż się w kieszeni otwiera. Sposobem na skuteczną walkę z tymi pomówieniami nie jest jednak wyjmowanie noża, ale podejmowanie takich inicjatyw jak stworzenie muzeum w Markowej.

Warto również zdobyć się na wysiłek, żeby tę pozytywną opowieść o Polsce wpisać do narracji ogólnoświatowej w formie popkulturowego dzieła. Już w kampanii wyborczej zapowiadaliśmy, że chcemy, aby w przyszłości powstała wybitna produkcja, dzięki której powalczymy o właściwy przekaz o roli naszego kraju w czasie drugiej wojny światowej. Takie doświadczenie jak spotkanie narodu z dwoma totalitaryzmami jest na tyle wyrazistym doświadczeniem, że naprawdę warto o nim opowiadać.

Dlaczego przez lata nie potrafiliśmy upowszechnić tego pozytywnego przekazu o historii Polski?

Ponieważ od początku lat 90. polska polityka historyczna była polityką wstydu. Instytucje naszego państwa i duża część elit opiniotwórczych przekonywały, że w naszej przeszłości było tak wiele zła i tylu nosicieli zła, że wydobywanie na światło dzienne historii, rzekomo pełnej antysemityzmu, ksenofobii, szowinizmu, będzie przeszkodą w powrocie do rodziny społeczeństw zachodnioeuropejskich. To niestety przekładało się na kształtowanie narracji na zewnątrz. Osoby wyraźnie artykułujące nasze osiągnięcia w historii, ale też prawo do pretensji do świata zachodniego choćby za to, jak ukształtowana została powojenna kondycja Polski, były spychane na boczny tor. Nigdy nie było pieniędzy na projekty – w tym kultury wysokiej, ale i tej popularnej – które by o tym przypominały.

Co się zmieniło od ubiegłego roku, kiedy rządy objęło Prawo i Sprawiedliwość?

Przede wszystkim w przeciwieństwie do naszych poprzedników doceniliśmy widoczną w społeczeństwie potrzebę identyfikacji z jakimś wzorcem bohaterstwa narodowego. Mam tu na myśli przede wszystkim pozytywny wzorzec Żołnierzy Wyklętych. Administracja państwowa nie gasi inicjatyw oddolnych, wręcz przeciwnie – stara się je wspierać. Dlatego np. 1 marca, będący Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, jest ważnym dniem manifestowania patriotyzmu.

Niezwykle istotna zmiana nastąpiła również w polskiej dyplomacji, która jest bardziej uwrażliwiona na pilnowanie polskiej racji stanu. Mamy dużo sygnałów, że dyplomacja mocniej niż kiedykolwiek angażuje się w przeciwdziałanie różnego rodzaju antypolskim wypowiedziom czy skrótom myślowym szkodzącym Polsce. Musimy zdecydowanie walczyć z takimi kłamstwami, jak „polskie obozy koncentracyjne”, ponieważ świadomie wprowadzane do krwiobiegu interpretacyjnego dotyczącego drugiej wojny światowej, przeszkadzają nam w pozytywnym budowaniu prawdy o polskich dziejach. Ale także obniżają nasze bezpieczeństwo.

Nasze reakcje muszą być bardziej zdecydowane

Polska ma wielu nieprzyjaciół na świecie. Na pewno bardzo nieprzychylną Polsce politykę historyczną prowadzą Rosjanie. Również pewne kręgi opiniotwórcze w Niemczech usilnie starają się zmniejszyć odpowiedzialność narodu niemieckiego za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej.

Rozmowa z prof. Wojciechem Roszkowskim, przewodniczącym Rady Muzeum Historii Polski, autorem popularnych książek o najnowszej historii Polski

W jaki sposób powinniśmy opowiadać o naszej historii, żeby zainteresować nią świat?

Dotarcie z polskim przekazem do szerokiego grona zagranicznych odbiorców jest niezwykle trudne, bo na Zachodzie historia uchodzi za mało interesującą dziedzinę nauki. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy siedzieć z założonymi rękoma. Wręcz przeciwnie – trzeba cały czas szukać nowych możliwości działania. Przykładowo jeżeli największe zachodnie media i wydawnictwa są dla polskich twórców nieosiągalne, to możemy zapraszać autorów zagranicznych podręczników do Polski i próbować zainteresować ich naszymi dziejami. Powinniśmy robić wszystko, żeby takie wydarzenia jak powstanie warszawskie nie były na Zachodzie całkowicie pomijane, ale pomagały nam walczyć z negatywnymi stereotypami o Polsce jako kraju współodpowiedzialnym za niemieckie zbrodnie.

Jak powszechne są te stereotypy?

Niestety bardzo powszechne. Nawet prezydent Barack Obama mówił o „polskim obozie śmierci” w przemówieniu, które wygłosił podczas ceremonii pośmiertnego uhonorowania Medalem Wolności Jana Karskiego, legendarnego kuriera Polskiego Państwa Podziemnego. To na pewno nie wynikało ze złej woli prezydenta Stanów Zjednoczonych lub jego otoczenia, ale z niewiedzy i odwołania się do stereotypów, które od dawna są świadomie rozpowszechniane.

Kto je rozpowszechnia?

Polska ma wielu nieprzyjaciół na świecie. Na pewno bardzo nieprzychylną Polsce politykę historyczną prowadzą Rosjanie. Również pewne kręgi opiniotwórcze w Niemczech usilnie starają się zmniejszyć odpowiedzialność narodu niemieckiego za zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej. Mamy do czynienia z ogromną liczbą przekłamań i manipulacji. Stąd dziś na Zachodzie nie mówi się o Dachau jako o obozie niemieckim, tylko nazistowskim. Natomiast obóz Auschwitz określany jest jako polski, choć Polacy w nim tylko ginęli.

Jak powinniśmy reagować, kiedy w zagranicznych mediach pojawia się określenie „polskie obozy”?

Na pewno zdecydowanie mocniej, niż do tej pory robiła to polska dyplomacja. Według mnie należy ostrzegać media zagraniczne, że używanie określeń „polskie obozy koncentracyjne” to po prostu mowa nienawiści i negacja niemieckich zbrodni. Takie ostrzeżenia przemawiają do ludzi wyraźniej niż łagodne sformułowania o polskiej godności. Warto też prowadzić działania wyprzedzające. Jedna z organizacji pozarządowych wysyła takie ostrzeżenia mediom przed każdą ważną rocznicą związaną z II wojną światową. Mile widziane jest każde działanie, które może zwiększyć wiedzę zagranicznych dziennikarzy i uczulić ich na problem „polskich obozów”. Musimy działać konsekwentnie – tylko wtedy będziemy w stanie zmienić sytuację. Niestety na efekty będziemy musieli poczekać jeszcze wiele lat.

Przywróćmy pamięć o martyrologii Polaków

fot. MHP/Mariusz Szachowski

Bardzo mało ludzi, nawet w Polsce, wie o obozach koncentracyjnych dla Polaków, takich jak choćby obóz Mauthausen-Gusen, gdzie wymordowano kilkadziesiąt tysięcy Polaków, w tym w wielkiej części polską inteligencję

Rozmowa z Robertem Kostro, dyrektorem Muzeum Historii Polski

Podjął Pan zdecydowaną reakcję i wezwał Biały Dom do oficjalnych przeprosin, kiedy prezydent Barack Obama podczas wręczenia Prezydenckiego Medalu Wolności Janowi Karskiemu mówił o „polskich obozach śmierci”. Dlaczego uznał Pan, że warto interweniować?

To nie było dokładnie tak. Muzeum Historii Polski przeprowadziło dużą akcję promowania Jana Karskiego w Polsce i za granicą jako ważnej postaci polskiej historii przy pomocy wystaw, programów edukacyjnych, stron internetowych itp. Dzięki postaci Karskiego można przedstawić cudzoziemcom realia niemieckiej okupacji w Polsce, dokonania Polskiego Państwa Podziemnego, pomoc dla Żydów. Jedną z akcji, w których uczestniczyliśmy wraz z partnerami z różnych środowisk amerykańskich, była kampania na rzecz przyznania Karskiemu Medalu Wolności. Przy przekazywaniu medalu prof. Rotfeldowi, wysłanemu przez polski rząd, Obama użył sformułowania „polskie obozy śmierci”. Potem prezydent USA wystosował do prezydenta Bronisława Komorowskiego list z wyjaśnieniami i przeprosinami, ale to była odpowiedź na list polskiego prezydenta. Niezależnie od tego zarówno fakt przyznania medalu podczas uroczystości w Muzeum Holokaustu, jak i późniejsza medialna burza przyczyniły się do wypromowania Karskiego i wiedzy o Polskim Państwie Podziemnym oraz uświadomienia Amerykanom, jak niewłaściwe jest używanie tego nieszczęśliwego zwrotu.

Jakie są Pańskim zdaniem przyczyny tego, że określenie „polskie obozy koncentracyjne/obozy śmierci” coraz częściej pojawia się w zachodnich mediach?

Tak naprawdę tego rodzaju sformułowania pojawiały się już zaraz po wojnie, również w polskich publikacjach. Wówczas jednak wszyscy wiedzieli, kto był sprawcą zbrodni, a ponadto Holokaust nie był dyskutowany jako odrębny temat w stosunku do innych zbrodni wojennych. Polska była wówczas uważana za jedną z głównych ofiar wojny. W latach 60. i 70. sprawa zaczęła się zmieniać. O ile Izrael i środowiska żydowskie w USA w coraz większym stopniu inwestowały w rozmaite instytucje i działania służące utrwaleniu i upowszechnieniu pamięci o zagładzie Żydów, o tyle komunistyczna Polska była po drugiej stronie żelaznej kurtyny i w coraz mniejszym stopniu dbała o promowanie polskiego punktu widzenia. To również wpisywało się dobrze w niemiecki dyskurs, gdzie odpowiedzialność za zbrodnie przesuwała się stopniowo od Niemiec, jako państwa, w kierunku „nazistów”. Efektem tego była asymetria: postępująca niewiedza na temat historii Polski i marginalizacja polskiego doświadczenia przy wzroście znaczenia w dyskusji międzynarodowej historii Holokaustu i wzrostu roli pamięci żydowskiej. Dlatego od dwóch–trzech dekad w umysłach wielu młodych Amerykanów, Francuzów czy Izraelczyków „polskie obozy koncentracyjne” często kojarzą się z domniemanymi polskimi zbrodniami, co tworzy fałszywe wyobrażenie o Polakach jako współsprawcach Holokaustu.

Jakie działania należy Pańskim zdaniem podjąć i jakich środków użyć, żeby w zachodnich mediach nie pojawiały się określenia „polskie obozy koncentracyjne”?

Myślę, że najważniejsze jest konsekwentne uświadamianie faktów i domaganie się sprostowań, najpierw w formie pisania wyjaśnień i sprostowań przez ambasady, instytucje państwowe i organizacje pozarządowe. Drugą ważną rzeczą jest konsekwentne informowanie o polskim doświadczeniu i polskim punkcie widzenia na sprawy okupacji niemieckiej i II wojny światowej. To jest sprawa pamięci o sprawiedliwych i wielkich bohaterach, takich jak Jan Karski czy Witold Pilecki. Wreszcie ważne jest przywrócenie pamięci o martyrologii Polaków w czasie II wojny światowej. Bardzo mało ludzi, nawet w Polsce, wie o obozach koncentracyjnych dla Polaków, takich jak choćby obóz Mauthausen-Gusen, gdzie wymordowano kilkadziesiąt tysięcy Polaków, w tym w wielkiej części polską inteligencję.

Muzeum Historii Polski jest niezwykle aktywne w kształtowaniu międzynarodowego wizerunku Polski. Czy Muzeum podejmuje inicjatywy mające na celu z jednej strony przypominanie o niemieckich zbrodniach, a z drugiej – upowszechnianie wiedzy o bohaterskiej postawie Polaków podczas II wojny światowej?

Muzeum wielokrotnie angażowało się w przedsięwzięcia przypominające o polskiej martyrologii i polskich bohaterach. Wspominałem już o obchodach stulecia urodzin Jana Karskiego. Obecnie zaangażowaliśmy się w projekty wystawiennicze, internetowe i filmowe poświęcone pamięci zbrodni dokonanych na Polakach w obozie Gusen. MHP było jednym z kilkunastu pierwszych uczestników międzynarodowej platformy internetowej Google Cultural Institute – w jej ramach zrealizowaliśmy m.in. wystawy o Janie Karskim i Witoldzie Pileckim, które trafiły do milionów ludzi w kilkudziesięciu krajach świata. Ważnym programem, w którym uczestniczymy od wielu lat, jest również cykl konferencji „Recovering Forgotten Past” realizowany z Instytutem Przestrzeni Obywatelskiej i Polityki Społecznej. W jego ramach autorzy amerykańskich i anglosaskich podręczników akademickich i publikacji dotyczących historii Polski i Europy Środkowo-Wschodniej przyjeżdżają do Polski i dyskutują swoje teksty z polskimi kolegami. To pozwoliło wyeliminować błędy, stereotypy i przekłamania z kilkudziesięciu, a może już z przeszło setki książek, których używa się w nauczaniu historii na uczelniach amerykańskich.

Jaka może być rola muzeów, miejsc pamięci w tym, aby dotrzeć do zachodniej opinii publicznej z prawdą o historii II wojny światowej?

Rola muzeów jest ogromna, ponieważ one działają wielowymiarowo: tworzą wystawy, prowadzą badania, poświęcają się działalności edukacyjnej i popularyzacyjnej, są partnerami dla zagranicznych instytucji kultury i nauki. Takie miejsca jak Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich, Muzeum Auschwitz i inne muzea martyrologiczne oddziałują zarówno jako ważne miejsce na turystycznej mapie Polski, jak i jako aktywny partner rozmaitego rodzaju projektów międzynarodowych. Do nich również często zwracają się po pomoc, materiały i konsultacje przedstawiciele międzynarodowych mediów oraz twórcy filmów. Szczególną rolę w prostowaniu przekłamań dotyczących Polski w II wojnie światowej będzie wkrótce odgrywało Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Historii Polski.